Skromne są także znaleziska pochodzące z jamy grobowej oznaczonej litera V, w której ukryto szczątki czterech żołnierzy Wileńskiego Ośrodka Mobilizacyjnego AK, a wśród nich dowódcę V Brygady Wileńskiej, mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” kilkanaście guzików, fragmenty obuwia, połamany grzebień, Nie można precyzyjnie określić, czyją były własnością - w zbiorowym dole przedmioty mogły ulegać przemieszczeniom.
W środkowej gablocie na drugim poziomie umieszczono szczególne przedmioty: medaliki i krzyżyki. Jest ich niewiele, nie maja łańcuszków (z jednym wyjątkiem), co świadczy o tym, ze były przez swych właścicieli ukrywane, być może zaszyte w odzieży Wystawa jest skonstruowana tak, by nie rozdzielać przedmiot6w wy- dobytych z jednej jamy, tzn. gablota odpowiada całości znaleziska wydobytego z jednego miejsca, jednak przedmioty o charakterze sakralnym zostały pokazane w innym kontekście, Znalazły się w jednej gablocie, ustawionej w centralnym punkcie I pietra Pawilonu X, przed kopia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. W kościołach w Polsce istnieje do dziś zwyczaj umieszczania przy obrazach Matki Boskiej darów wotywnych - różańców, biżuterii, krzyżyków etc. Ta gablota ma nawiązywać do tego obyczaju. Przedmioty, które towarzyszyły skazańcom w chwili śmierci, są świadkami zbrodni, ale i świadectwem wiary. W tej gablocie znajduje się także jedyny przedmiot, który nie pochodzi z Kwatery Ł. To ryngraf Bohdana Olszewskiego, żołnierza NSZ, powieszonego 18 maja 1946 r., z wyrytym jego imieniem i nazwiskiem oraz słowami ,,Eviva NSZ. Hic transit gloria mundi". Został odnaleziony przez zespół badaczy z Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN na warszawskim cmentarzu na Bródnie, na którym dokonywano tajnych pochówków więźniów straconych w praskim więzieniu przy ul. Namysłowskiej, tzw. Toledo.
Jeden z medalików w trakcie zabiegów konserwatorskich ujawnił na rewersie wydrapane jakimś cienkim przedmiotem trzy imiona: Wacek, Halina, Amelia. Należał do zamordowanego w 1949 r. w więzieniu na Mokotowie Wacława Walickiego i wraz z nim spoczął w nieoznaczonej jamie grobowej na Kwaterze Ł. Halina to imię aresztowanej wraz z nim żony; Amelia - urodzonej w więzieniu córki. Po siedemdziesięciu latach córka zobaczyła przedmiot, o którego istnieniu nie wiedziała, a który był nie tylko pamiątka po ojcu, ale i listem od człowieka, który jej nigdy nie widział,
W archiwach IPN zachowała się dokumentacja uzupełniająca obraz dramatu rodziny Walickich - prośby o ułaskawienie Haliny Walickiej, rokrocznie pisane przez jej matkę, Filomenę Rytel. Na tych petycjach najczęściej figurują odręczne dopiski: „bez biegu”, „pozostawić bez biegu”. Dopiero w kwietniu 1957r. Najwyższy Sąd Wojskowy dochodzi do wniosku, iż: brak jest dowodów w sprawie uzasadniających skazanie Rytel Haliny... Ogólnikowe stwierdzenia, że skazana pełniła funkcję łączniczki siatki szpiegowskiej ... nie mogą stanowić podstawy do ... skazania". Halina Walicka spędziła w więzieniu osiem lat.
Ostatnią część wystawy stanowi opowieść o działaniach poszukiwawczych, jakie były prowadzone w Kwaterze Ł w latach 2012-2017 przez zespół IPN kierowany przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka. W formie reportażu zaprezentowane są kolejne etapy prac. W celach - odsunięte od bezpośredniego oglądu widza - ukazane są jamy grobowe, w których archeolodzy odsłaniali wrzucane bezładnie, często do zbiorowych dolów, poprzerastane korzeniami ludzkie szczątki.
Osobne miejsce poświecono odkryciu jamy grobowej Zaporczyków: Dół, w którym znaleźliśmy szczątki pana majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory” początkowo nie był dla nas niczym szczególnym. Pracowaliśmy tam pełne trzy dni. A działo się tak dlatego, że ktoś starał się doprowadzić do tego, że na bardzo wąskiej przestrzeni zostanie wciśniętych ośmiu mężczyzn. I dopiero ostatniego dnia doszliśmy do ostatnich szczątków. Dzisiaj już wiemy, że były to szczątki pana majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Oprawcy rzucili go najgłębiej, twarzą do ziemi. Miał zgiętą rękę, zgiętą nogę, a więc wrzucili go do tego miejsca, a na nim układali szczątki jego najbliższych współpracowników. Prof. Krzysztof Szwagrzyk, wypowiedz z filmu ,,Zapora", rez. K. Starczewski.
Gdy wyprowadzano z Powązek szczątki odnalezionych po zakończeniu prac w 2012 r. nikt jeszcze nie wiedział, że na czele konduktu pogrzebowego niesiono trumnę ze szczątkami ,,Zapory".
W jednej z cel w ostatniej części ekspozycji eksponowane są fragmenty tkaniny - jedyne przedmioty, jakie zachowały się w dole, w którym spoczywały szczątki wyższych dowódców marynarki wojennej, zamordowanych w grudniu 1952 r. - Stanisława Mieszkowskiego, Zbigniewa Przybyszewskiego i Jerzego Staniewicza. Skromna zawartość gabloty kontrastuje ze zdjęciem z uroczystego pogrzebu komandorów, który miał miejsce w grudniu 2017 roku, sześćdziesiąt pięć lat po ich śmierci. Życzenie ,,ludzkiego pochowania", wyrażone przez wdowę po komandorze, wreszcie zostało spełnione: Proszę o zezwolenie na ekshumacje zwłok celem ludzkiego pochowania. Zwracałam się już w tej sprawie do Generała Prokuratora oraz Naczelnego Prokuratora Wojskowego, od których otrzymałam odpowiedzi odmowne, motywowane nieznajomością miejsca pochowania mojego męża... Anna Mieszkowska, wdowa po kmdr. Stanisławie Mieszkowskim.
Swoistym podsumowaniem zarówno wystawy, jak i prac są cyfry: prowadzone w pięciu etapach, trwające w sumie 153 dni prace poszukiwawcze pozwoliły odnaleźć szczątki około 300 osób. Większość spośród odnalezionych stanowią zamordowani w więzieniu przy Rakowieckiej więźniowie polityczni. W pracach uczestniczył zespół około 50 specjalist6w z różnych dziedzin, wspierany przez wolontariuszy. Przesiano ponad 1000 ton ziemi, by mieć pewność, że nie pozostawiono na Łączce żadnych szczątków ludzkich, by każdy miał szansę, na ludzki pochówek.


Gryps ppłk. Łukasza Cieplińskiego ps. „Pług”, napisany na bibułce papierosowej w celi śmierci mokotowskiego więzienia, znajdujący się w rzeszowskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej
Do Braci!
Walczyliśmy wszyscy za Polskę. Dzisiaj umierał będę za Nią. Zostaje Andrzejek. To nasza krew i Wasz Syn. Wy – jego ojcowie. Musicie zastąpić mnie dziecku. Zrobili ze mnie zbrodniarza. Prawda jednak wkrótce zwycięży. Nad światem zapanuje idea Chrystusowa, Polska niepodległość – a człowiek pohańbioną godność ludzką – odzyska. Żegnam Was i przez [Was] wasze Żony.
Łu[kasz]
Gryps ppłk. Łukasza Cieplińskiego ps. „Pług”
* * *
Grypsy jako swoisty testament i świadectwo, były pisane przez 38-letniego „Pługa” na Rakowieckiej od października 1950 r. do lutego 1951r. Otrzymał je ppłk Ludwik Kubik, skazany na dożywocie członek IV Zarządu Głównego Zrzeszenia WiN. Zostały przemycone zaszyte w brzegach płóciennych chusteczek. Kubik przechował je przez sześć lat pobytu w Mokotowie, Wronkach i Rawiczu, zaszyte w nogawkach więziennych spodni. Po wyjściu na wolność w 1957 r. poprzez Jerzego Ślaskiego przekazał część grypsów Jadwidze Cieplińskiej, wdowie po Pułkowniku, którą mąż w grypsach nazywał zdrobniale Wisią. Część grypsów została w latach 80. wywieziona do Archiwum Zarządu Głównego Koła AK w Londynie. Do Polski wróciły w 2005 r. Ukochany syn, urodzony w 1947 r. Andrzej Ciepliński, studiował w rzeszowskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej. Zmarł w 1972 r. w wieku 25 lat na nowotwór. Ludwik Kubik w 2005 r. przekazał do rzeszowskiego IPN dziewięć przechowywanych przez siebie grypsów swojego dowódcy. 38 zachowanych grypsów opisała Elżbieta Jakimek-Zapart w książce „Nie mogłem inaczej żyć”.
Mieczysław Chojnacki „Młodzik”
1 marca 1951
Mieczysław Chojnacki, mieszkający w Radzyminie, 95-letni były żołnierz Ruchu Oporu Armii Krajowej, skazany przez komunistów na karę śmierci, ułaskawiony i wypuszczony na wolność w 1960r. opisał swoje więzienne wspomnienia w książce „Opowiadanie Młodzika”. Jako naoczny świadek, zapamiętał ostatnie chwile przed śmiercią bohaterskich żołnierzy IV Zarządu Głównego „Wolność i Niezawisłość”.
Czas pobytu w więzieniu przy ul. Rakowieckiej znaczony był i odmierzany krwawymi etapami. 1 marca 1951 roku w godzinach popołudniowych zburzono nasz świat zamknięty w czterech ścianach. Oddziałowy, stojąc w otwartych drzwiach, odczytał z listy nazwiska osób mających przygotować się do wyjścia. Wyczytani, a było sześciu do siedmiu więźniów, zaczęli zbierać rzeczy skarbowe im przydzielone i swoje osobiste drobiazgi, robiąc z tego pakunki owinięte kocami. Znajomi i mniej znajomi zamieniali z sobą słowa pożegnania, gdyż wyglądało, iż biorą ich w transport, to znaczy wywożą do więzienia karnego. Jednak w śród tych kilku wyczytanych byli dwaj koledzy z Czwartej Komendy WiN. Nie pamiętam, którzy, w każdym razie z wyrokami śmierci, bo o zmianie wyroku nie zostali dotychczas powiadomieni.
Wielu z nas powzięło podejrzenie o zmasowanej brance na egzekucję. Nawet wśród pozostających na razie w celi oficerów WiN też wzięto pod uwagę taką możliwość. Nie trwało długo, a oddziałowy wezwał uprzednio wyczytywanych do wyjścia i grupa więźniów opuściła celę. Zanim jednak stalowe drzwi zatrzaśnięto, stwierdziliśmy na korytarzu obecność kilku strażników. Wkrótce po tym oddziałowy znowu odczytał z listy nazwiska kilku osób, aby z rzeczami osobistymi i skarbowymi przygotowali się do wyjścia. Między wyczytanymi za pierwszym czy drugim razem znalazł się także ppłk Łukasz Ciepliński „Pług”, prezes Czwartej Komendy WiN. Pamiętam, gdy stał w grupce więźniów, wśród których byłem i ja, mówiąc powoli i dobitnie, że gdy spostrzeże, iż zanosi się na egzekucję, wówczas połknie srebrny medalik z wizerunkiem Matki Bożej. Żegnając nas jeszcze, zwracał się o zapamiętanie tego, co zamierza uczynić z medalikiem. Po paru minutach i drugiej grupy kolegów nie było między pozostałymi w celi. Za jakiś czas oddziałowy, pełniący też obowiązki klucznika, polecił trzeciej grupie przygotować się i spakować „dobytek” więzienny.
W tej grupie, złożonej z sześciu-siedmiu ludzi, znalazł się mjr Adam Lazarowicz „Klamra”, ten sam, który obdarzył mnie swoim zaufaniem, polecając zawiadomić jego rodzinę w wypadku, gdybym nabrał przekonania o śmierci majora.I teraz także zbliżył się do mnie ze słowami pożegnania i przypomnienia zobowiązania, jakie przyjąłem, ja natomiast dałem słowo honoru, że gdy przeżyję, o wszystkim powiadomię jego rodzinę. Całkowitej pewności, że tylko zabierają ludzi w transport, a nie na egzekucję, nikt z więźniów nie miał, nauczyliśmy się nie ufać tym zdradzieckim wrogom. Kilka chwil oczekiwania i grupa, w której był major „Klamra”, opuściła celę, wychodząc na korytarz. W charakterystyczny sposób stukały ich drewniaki, gdy szli korytarzem do wyjścia na klatkę schodową. Odgłos ich kroków oddalał się, aż ucichł zupełnie. Wydaje mi się, że zabrano z celi jeszcze czwartą grupę więźniów i w tej także znalazł się któryś z oficerów Czwartej Komendy WiN. Jak można ocenić, zabrano z celi śmierci tego popołudnia około połowy jej stanu, tak że pomieszczenie wydawało się mocno wyludnione. Ale wśród zabranych 25030 osób nie tylko znalazło się siedmiu oficerów WiN z wyrokami śmierci, lecz również Stanisław Zacheja, Eugeniusz Grzybowski i Jan Pętkowski, którzy także mieli wyroki śmierci i też ich zabrano od nas. Zrozumiały był więc nastrój niepokoju o los osób, które znaliśmy i cenili. Z rozstrzygnięciem i tak musieliśmy czekać do wieczornego apelu, a przez czas, który do niego pozostał, w małych grupkach rozważaliśmy, co może czekać ich tam, na dole, w piwnicach.
Po kolacji w niedługi czas odbył się apel wieczorny, ale go nie przedłużano i polecono nam kłaść się spać. Jak już wspomniałem, w drugiej połowie lutego otrzymaliśmy metalowe łóżka, które ustawiono na trzech poziomach. Moje posłanie znajdowało się na trzecim, najwyższym poziomie i od skraja było pierwsze, a odległość od „kibla” i okna z widokiem na dziedziniec więzienny wynosiła nie mniej niż dwa metry. Miejsce to stanowiło świetny punkt obserwacyjny, dający z pozycji leżącej dobry wgląd na większą część dziedzińca. Obok mnie swoje posłanie miał Maciek Jeleń lub Romek Woźniacki. Poniżej nas, na drugim poziomie też dwie pary oczu czujnie wpatrywały się w ponurą scenerię, którą tworzyły budynki więzienia z czerwonej cegły, otaczające oświetlony placyk.
Raptem nocny krajobraz ożywił się kilkoma postaciami ludzkimi, które rozdzieliły się, ustawiając pod murami budynków. Rozpoznaliśmy w nich uzbrojonych strażników. Po chwili, jak zwykle w takich okolicznościach, przemierzył niespiesznie dziedziniec naczelnik więzienia Grabicki ze swoim pocztem. Patrzyłem na te przygotowania ze ściśniętym sercem. Zaraz dwaj funkcjonariusze więziennictwa z łaźni wynieśli złożone nosze, udając się pospiesznie do ukrytego przed moim wzrokiem miejsca kaźni. Przygotowania te przebiegały sprawnie, widać było, że wykonywane są przez „fachowców”, obeznanych ze swym katowskim rzemiosłem. Wreszcie pojawiła się też ekipa trzech morderców eskortujących więźnia, szli szybko ze swoją ofiarą, znikając za magazynem mundurowym, po chwili padł strzał.
Pierwszy z zamordowanych był niewysoki, a takim wzrostem i przeciętnej tuszy postacią, wśród winowców podobnych do siebie było dwóch: Łukasz Ciepliński i Józef Rzepka, ale nie mogłem ustalić, który z nich zginął pierwszy. Z przykrością muszę dodać, że dziś nie potrafię przypomnieć sobie kolejności, w jakiej żołnierze WiN byli tego wieczoru zamordowani. Jednakże pięciu z nich rozpoznałem na pewno. I tak mjr. Adama Lazarowicza poznałem po wysokiej szczupłej sylwetce i charakterystycznym kroku, kpt. Mieczysława Kawalca można było poznać po wyniosłej, prostej postawie (najwyższy z całej grupy) i sprężystym kroku. Jestem pewien, iż Kawalca nie trzymano pod ręce, szedł nie dotykany przez plugawców. Porucznika Karola Chmiela także łatwo było poznać po niskiej atletycznej postaci, łysinie i długiej jak na niego jaśniejszej bluzie. W tym przypadku zaznaczam z naciskiem, że gdy Chmiela prowadzono na śmierć, w chwili, gdy eskorta z nim miała skręcić za magazyn mundurowy, wyrwał się z rąk dwóch strażników, upadł lub rzucił się na ziemię, wołając głośno rozdzierającym głosem: „mordują…, mordują!”. W jednej chwili dopadli go, a trzeci z eskorty, idący zwykle za skazanym, zarzucił mu na głowę płachtę, tłumiąc głos, po czym mówiąc dosłownie, szarpiącego się powlekli po ziemi i zniknęli za narożnikiem magazynu.
Ta gwałtowna scena, rozegrana wobec nas, niemych i bezradnych obserwatorów, zrobiła wstrząsające wrażenie. Jak mógł krzyknąć? Przecież usta podobno zalepiano jakąś taśmą, co z trudnością, ale dawało się zaobserwować, widocznie oprawcy uczynili swoją powinność niezbyt starannie, umożliwiło to Chmielowi na głośny protest przeciw dokonywanemu zbrodniczemu bezprawiu. Por. Franciszka Błażeja i kpt. Józefa Batorego rozpoznałem także jak poprzednich po wyglądzie, odzieży więziennej i sposobie chodzenia. Zwracam uwagę, że wtedy zamordowano nie tylko siedmiu oficerów WiN, ale także jeszcze kogoś nieznajomego, a więc tego wieczora było osiem ofiar, nie siedem. I jeszcze jedno: w czasie tej masakry do któregoś z zamordowanych oddano dwa strzały, w minutę po pierwszym padł drugi. Widocznie pierwszy strzał nie był dosyć skuteczny.
Gdy czerwoni siepacze prowadzili ósmego, sądziłem, że wymordują całą dziesiątkę kolegów, których przed kilkoma godzinami zabrali z ogólnej celi śmierci. Jednak na ósmym więźniu zakończono egzekucję, czego dowodem był powrót grupy funkcjonariuszy z naczelnikiem grabnickim na czele do budynku głównego, w którym mieściła się część administracyjna więzienia. Przez pewien czas obserwowałem wraz z kolegami dziedziniec, który po pewnym czasie opustoszał.
Wydaje mi się, że egzekucja nie trwała dłużej niż godzinę. Długo w celi koledzy nie mogli zasnąć, szeptali między sobą, rozważając wydarzenia strasznego dnia i wieczora. Zastanawialiśmy się nad losem jaki przypadł w udziale Zachei, Pętkowskiemu i Grzybowskiemu. Postanowiliśmy w następne wieczory czuwać, aby nic co się być może wydarzy, nie uszło naszej uwadze.
Zastanowiła mnie i kolegów taktyka władzy więziennej podjęta w dniu 1 marca 1951 r., gdyż do tej pory podczas paru poprzednich rozstrzeliwań trzymano nas na zbiórce, utrudniając śledzenie wypadków. Tymczasem w ostatniej, którą dane było przeżyć, postąpiono inaczej, jakby zezwalając na przyglądanie się tragicznym przemarszom. Nie byłem aż na tyle naiwny, aby sądzić, że postąpili tak nieświadomie, że nie myśleli, iż będą przez ileś par oczu obserwowani. Wydaje mi się nawet, iż postąpili tak właśnie z całą świadomością, aby nas tym więcej pognębić i zachwiać naszą siłę moralną.
Przez następne dwa dni czuliśmy się bardzo źle psychicznie. Wiele godzin przechodziłem w „kieracie” sam i z kolegami, stale w rozmowach powracając do nieżyjących już naszych znajomych patriotów polskich.
„Opowiadanie »Młodzika«” ukazało się w 2003 r.
nakładem Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Sierpeckiej
Ciał zamordowanych nie wydano rodzinom. Protokoły wykonania wyroków śmierci podpisali:
– mjr Alojzy Grabicki, naczelnik więzienia
– mjr Arnold Rak, prokurator
– kpt. Kazimierz Jezierski, lekarz
– st. sierż. Aleksander Drej, kat
Prezydent Lech Kaczyński 3 maja 2007 r. nadał pośmiertnie Łukaszowi Cieplińskiemu Order Orła Białego w uznaniu znamienitych zasług dla Rzeczpospolitej Polskiej.
Z zapisów w aktach sądowych wynika, że 1 marca 1951 r. więzienny kat Aleksander Drej zamordował strzałem w tył głowy przy Ścianie Śmierci na Rakowieckiej działaczy IV Zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość w następującej godzinie i kolejności:
godz. 20.00
ppłk. Łukasz Ciepliński „Pług” prezes IV Zarządu

Urodził się 26 listopada 1913 r. w Kwilczu. W 1939 r. był dowódcą kompanii przeciwpancernej. Walczył w bitwie nad Bzurą, gdzie samodzielnie zniszczył z działka sześć niemieckich czołgów i dwa wozy dowodzenia: Na placu boju pozostał tylko mój pułk i nacierał na wojska pancerne z dużym powodzeniem. W pewnym momencie wyszło duże przeciwuderzenie pancerne, przy którym znajdował się Ciepliński. Podjechałem do niego galopem i nakazałem przesunięcie działa na właściwe stanowisko. W czasie zmiany stanowiska pada celowniczy. Ciepliński zeskakuje z konia, odtrąca zabitego i sam strzela. Początkowo pudłuje, ale następnie niszczy osiem czołgów, w tym dwa wozy dowódcze. Przeciwuderzenie szwabskie spełzło na niczym – relacjonował ppłk Kazimierz Heilman, dowódca 62. Pułku Piechoty. Działo się to wszystko na oczach gen. Tadeusza Kutrzeby, dowódcy Armii Poznań, który po walce odznaczył Cieplińskiego Orderem Virtuti Militari V klasy, a dokładnie baretką, którą odpiął od własnego munduru. Por. Ciepliński brał też udział w obronie Warszawy. W latach 1941-45 pełnił funkcję Inspektora Inspektoratu Rejonowego ZWZ-AK Rzeszów. Sukcesem podwładnych Cieplińskiego było przechwycenie części pocisków V-1 i V-2 wiosną 1944. Jego konspiratorzy wykryli też jedną z tajnych kwater Hitlera, która znajdowała się w tunelu kolejowym k. wsi Wiśniowa Stępina niedaleko Strzyżowa. Po zajęciu Rzeszowszczyzny przez Sowietów, „Pług” brał czynny udział w walkach o Rzeszów w szeregach 39. pp Strzelców Lwowskich AK. W połowie sierpnia, wobec nakazu sowieckiego komendanta wojskowego o złożeniu broni przez Armię Krajową, przeszedł do konspiracji. Był przeciwny ujawnianiu się żołnierzy AK i wstępowaniu w szeregi ludowego Wojska Polskiego. W nocy z 7 na 8 października 1944 r. podjął nieudaną akcję odbicia z rąk NKWD 400 żołnierzy AK, więzionych na Zamku Rzeszowskim. Został przeniesiony do Krakowa i mianowano go szefem sztabu Okręgu Krakowskiego „Nie”, a następnie Delegatury Sił Zbrojnych. Od września 1945 do stycznia 1946 r. był kierownikiem Okręgu WiN Kraków, a następnie preze-
sem Obszaru Południowego WiN. Od stycznia 1947 r. pełnił funkcję prezesa IV Zarządu Głównego WiN. Aresztowany 28 listopada 1947 r. w Zabrzu. Po ciężkim śledztwie – w czasie którego miał kilkakrotnie łamane kości, był rażony prądem oraz stracił słuch w jednym uchu – został skazany 14 października 1950 r. w procesie IV Zarządu Głównego WiN na 5-krotną karę śmierci oraz 30 lat więzienia.
Został zamordowany 1 marca 1951 r.
godz. 20.05
kpt. Józef Batory „Argus” szef Łączności Zewnętrznej IV Zarządu

Urodził się 20 lutego 1914 r. w Weryni, w powiecie Kolbuszowa. W czasie okupacji niemieckiej działał w ZWZ-AK jako oficer łączności Obwodu AK Kolbuszowa. W nocy z 8 na 9 lipca 1944 r. współorganizował przyjęcie w okolicach Porab Kupieńskich alianckiego zrzutu broni i amunicji. Po wejściu Sowietów do Polski nie ujawnił się. Od września 1945 r. działał w WiN w Krakowie, odpowiadał za łączność zewnętrzną. Jednocześnie został szefem kancelarii i archiwum Obszaru Południowego WiN. W styczniu 1947 r. wszedł w skład IV Zarządu Głównego WiN. Zorganizował w Warszawie i na Wybrzeżu sprawnie działający system punktów kontaktowych dla odbioru i przerzutu korespondencji, przesyłek i kurierów z Delegatury WiN na Zachodzie. Przekazywał raporty IV Zarządu Głównego WiN ambasadzie USA oraz Delegaturze Zagranicznej WiN w Wielkiej Brytanii o kryptonimie „Dardanele”. Od jesieni 1945 r. aż do końca 1947 r. był stałym łącznikiem WiN z prymasem Augustem Hlondem, któremu przekazywał m.in. comiesięczne sprawozdania o sytuacji w Polsce za pośrednictwem jego osobistego sekretarza, ks. Antoniego Baraniaka. Aresztowany przez bezpiekę 2 grudnia 1947 r. Podczas przesłuchań był torturowany. 14 października 1950 r. skazany na 2-krotną karę śmierci.
Został zamordowany 1 marca 1951 r.
godz. 20.15
por. Karol Chmiel „Grom” doradca polityczny IV Zarządu

Urodził się 17 kwietnia 1911 r. w Zagorzycach. We wrześniu 1939 r. walczył pod Lwowem. Od 1941 r. w ZWZ. Od 1943 r. był komendantem Obwodu Batalionów Chłopskich w Dębicy. W marcu 1944 r., po scaleniu BCh z AK, został zastępcą komendanta Obwodu AK Dębica. W akcji „Burza” ciężko ranny. Jadąc nieoznakowanym samochodem został ostrzelany przez oddział AK pod Wielopolem Skrzyńskim. Po wyleczeniu zamieszkał pod Krakowem. Od 1945 r. działał w WiN i PSL i był łącznikiem między obiema organizacjami. W styczniu 1947 r. wszedł w skład kierownictwa IV Zarządu Głównego WiN i był do radcą politycznym jego prezesa Łukasza Cieplińskiego. Był także współautorem „Memoriału do Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych”, w którym informowano o terrorze komunistycznym na ziemiach polskich i łamaniu wszelkich umów międzynarodowych przez Sowietów. Tezy zawarte w Memoriale były wsparte dokumentami zdobytymi przez podziemie niepodległościowe. Został aresztowany 12 grudnia 1947 r. Po trzyletnim śledztwie, w październiku 1950 r. skazany na karę śmierci. W celi śmierci napisał więzienną piosenkę – „Hymn Mokotowa”, śpiewany na melodię „Czerwonych maków”, z refrenem:
Czerwone mury krwawego Mokotowa
Kryją tajemnice krat
Wymuszone tu zeznań słowa
I męczeństwo przebytych lat.
Przejdą lata i przeminą słowa
Tej piosenki więziennych dni,
I tylko na murach czerwonych Mokotowa
Pozostanią ślady skrzepłej krwi.
Został zamordowany 1 marca 1951 r.
godz. 20.20
mjr Mieczysław Kawalec „Iza” szef Wydziału Informacji IV Zarządu

Urodził się 5 lipca 1916 r. w Trzcianie. W 1939 r. walczył w obronie Lwowa. Od 1940 r. w stopniu majora w ZWZ-AK: oficer wywiadu, zastępca komendanta i komendant w Obwodzie Rzeszów. Brał udział jako dowódca ubezpieczenia w nieudanej akcji na Zamek Rzeszowski, której celem było uwolnienie uwięzionych AK-owców. Od 1945 r. był kierownikiem wywiadu Okręgu Rzeszowskiego WiN, następnie zastępcą kierownika Okręgu Krakowskiego. Kierował Wydziałem Informacji i Propagandy IV Zarządu Głównego WiN. Odpowiadał za Oddział Informacyjny (wywiad) o krypt. „Instytut Bakteriologiczny”. Po aresztowaniu ppłk. Łukasza Cieplińskiego i mjr. Adama Lazarowicza działał jako p.o. (ostatniego) prezesa IV Zarządu Głównego WiN. Aresztowany 1 lutego 1948 r. w Poroninie przez Józefa Światłę, podobnie jak wcześniej reszta Zarządu, wskutek zdrady Stefana Sieńko „Wiktora” (alias Andrzej Kazimierowicz), szefa Biura Studiów IV ZG WiN. Skazany na 4-krotną karę śmierci 14 października 1950 r.
Został zamordowany 1 marca 1951 r.
godz. 20.25
mjr Adam Lazarowicz „Klamra” wiceprezes IV Zarządu

Urodził się 14 października 1902 r. w Berezowicy Małej. Ochotnik wojen 1919 i 1920. W 1940 został komendantem placówki, a następnie Obwodu Dębica ZWZ-AK; stał na jego czele aż do wiosny 1944 r. Jego największym sukcesem był współudział w rozpracowaniu niemieckiej broni rakietowej V-2 na poligonie doświadczalnym Blizna. W czasie akcji „Burza” dowodził 5. Pułkiem Strzelców Konnych AK, liczącym ok. 1200 ludzi. Za pomoc wojskom sowieckim otrzymał Order Czerwonej Gwiazdy, ale go nie przyjął. Od lutego 1945 r. był kierownikiem Okręgu Rzeszowskiego WiN, a następnie Okręgu Wrocławskiego. Od grudnia 1946 r. został mianowany zastępcą prezesa IV Zarządu Głównego WiN. 5 grudnia 1947 r. w Żninie aresztowany przez UB. Po brutalnym śledztwie skazany 14 października 1950 r. przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na 4-krotną karę śmierci i 33 lata pozbawienia wolności. Z celi śmierci przekazał:
„Niczego, co w życiu robiłem, nie żałuję i gdybym się znalazł w podobnej sytuacji po raz drugi, zrobiłbym to samo”.
Został zamordowany 1 marca 1951 r.
godz. 20.35
por. Franciszek Błażej „Tadeusz” szef Działu Propagandy IV Zarządu

Urodził się 27 października 1907 w Nosówce. Oficer WP. Służył w 84. Pułku Piechoty Strzelców Poleskich w Pińsku. Żołnierz Września 1939. Włączył się w działalność konspiracyjną jako oficer szkoleniowy, następnie oficer operacyjny Inspektoratu AK Rzeszów. W nocy z 7 na 8 października 1944 r. uczestniczył w nieudanej akcji odbicia więźniów z więzienia w Rzeszowie. Dowodził ubezpieczeniem całej akcji. W latach 1945-46 pełnił funkcję kierownika Wydziału w Zarządzie Obszaru Południowego WiN. Opracował dokument „Instrukcja propagandy”. Od marca 1946 r. współredaktor podziemnego pisma „Orzeł Biały”. Autor referatu „Droga, jaką dąży komunizm do podboju świata”, powielonego w Krakowie. Od grudnia 1946 r. do aresztowania 2 października 1947 r. był prezesem Obszaru Południowego WiN. Przeszedł najcięższe śledztwo z całego IV Zarządu WiN. Skazany 14 października 1950 r. na czterokrotną karę śmierci.
Został zamordowany 1 marca 1951 r.
godz. 20.45
kpt. Józef Rzepka „Krzysztof” szef Działu Politycznego IV Zarządu

Urodził się 22 grudnia 1913 w Bratkowicach. W gimnazjum w Rzeszowie uczęszczał do jednej klasy z Mieczysławem Kawalcem. Żołnierz Września 1939. W konspiracji od października 1939 r. W ZWZ od wiosny 1940. Był pierwszym dowódcą Placówki ZWZ Bratkowice-Głogów. W maju 1943 r. został pierwszym adiutantem Inspektoratu Rejonowego AK Rzeszów. Brał czynny udział w Akcji „Burza” – dowodził wzmożonymi patrolami i likwidacją małych grup Niemców dla zdobycia broni i amunicji. Dowodził atakiem w rejonie Bratkowic na 300-osobowy oddział Niemców i grupę taborów. W rejonie Rudnej Wielkiej – Świlczy uszkodził tory kolejowe na długości 100 metrów. Sparaliżował także ruch na szosie Rzeszów – Dębica. Uczestnik nieudanej akcji odbicia więzionych żołnierzy AK na Zamku Rzeszowskim w 1944 r. Od lutego 1945 r. w Organizacji „Nie”. Przenosi się na Górny Śląsk i od czerwca 1945 r. z ramienia DSZ organizuje przerzut na ziemie zachodnie byłych akowców, zagrożonych aresztowaniem. Jesienią 1945 r. ujawnił się i podjął przerwane przed wojną studia prawnicze. Działał aktywnie w tworzących się strukturach Zrzeszenia „WiN”. Organizował siatki wywiadu, przygotowywał raporty o życiu politycznym i nastrojach społecznych w kraju. Wszedł w skład IV Zarządu Głównego WiN. Aresztowany 28 stycznia 1948 r., a następnie skazany 14 października 1950 r. na śmierć. Przeszedł 3-letnie okrutne śledztwo, które doprowadziło go do rozstroju nerwowego. Nie przeszkodziło to komunistom w postawieniu go przed sądem, osądzeniu i straceniu. W czasie pobytu w celi śmierci, jak wspominał Mieczysław Chojnacki „Młodzik”,
„zachowywał się spokojnie, może aż nazbyt spokojnie i cicho, z nikim nie rozmawiał, stale zatopiony w swoich myślach, jakby nie zauważał otaczających go ludzi. Czasem coś mówił, ale wyłącznie do swoich kolegów, mało chodził, pędził raczej siedzący tryb życia. Jeden raz odezwał się głośno, było to po apelu wieczornym. Leżeliśmy już na swoich barłogach, a mjr „Łupaszka” o czymś opowiadał. Rzepka wówczas w dowcipny sposób skomentował jego wystąpienie, nawiązując do pseudonimu noszonego przez tego
znakomitego partyzanta, coś w rodzaju: …łup…łup… »Łupaszka« dobrze łupał…, czym wywołał ogólną wesołość”.
Został zamordowany 1 marca 1951 r.
tekst z biuletynu Rakowiecka 37 Nr. 6