Skromne są także znaleziska pochodzące z jamy grobowej oznaczonej litera V, w której ukryto szczątki czterech żołnierzy Wileńskiego Ośrodka Mobilizacyjnego AK, a wśród nich dowódcę V Brygady Wileńskiej, mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” kilkanaście guzików, fragmenty obuwia, połamany grzebień, Nie można precyzyjnie określić, czyją były własnością - w zbiorowym dole przedmioty mogły ulegać przemieszczeniom.
W środkowej gablocie na drugim poziomie umieszczono szczególne przedmioty: medaliki i krzyżyki. Jest ich niewiele, nie maja łańcuszków (z jednym wyjątkiem), co świadczy o tym, ze były przez swych właścicieli ukrywane, być może zaszyte w odzieży Wystawa jest skonstruowana tak, by nie rozdzielać przedmiot6w wy- dobytych z jednej jamy, tzn. gablota odpowiada całości znaleziska wydobytego z jednego miejsca, jednak przedmioty o charakterze sakralnym zostały pokazane w innym kontekście, Znalazły się w jednej gablocie, ustawionej w centralnym punkcie I pietra Pawilonu X, przed kopia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. W kościołach w Polsce istnieje do dziś zwyczaj umieszczania przy obrazach Matki Boskiej darów wotywnych - różańców, biżuterii, krzyżyków etc. Ta gablota ma nawiązywać do tego obyczaju. Przedmioty, które towarzyszyły skazańcom w chwili śmierci, są świadkami zbrodni, ale i świadectwem wiary. W tej gablocie znajduje się także jedyny przedmiot, który nie pochodzi z Kwatery Ł. To ryngraf Bohdana Olszewskiego, żołnierza NSZ, powieszonego 18 maja 1946 r., z wyrytym jego imieniem i nazwiskiem oraz słowami ,,Eviva NSZ. Hic transit gloria mundi". Został odnaleziony przez zespół badaczy z Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN na warszawskim cmentarzu na Bródnie, na którym dokonywano tajnych pochówków więźniów straconych w praskim więzieniu przy ul. Namysłowskiej, tzw. Toledo.
Jeden z medalików w trakcie zabiegów konserwatorskich ujawnił na rewersie wydrapane jakimś cienkim przedmiotem trzy imiona: Wacek, Halina, Amelia. Należał do zamordowanego w 1949 r. w więzieniu na Mokotowie Wacława Walickiego i wraz z nim spoczął w nieoznaczonej jamie grobowej na Kwaterze Ł. Halina to imię aresztowanej wraz z nim żony; Amelia - urodzonej w więzieniu córki. Po siedemdziesięciu latach córka zobaczyła przedmiot, o którego istnieniu nie wiedziała, a który był nie tylko pamiątka po ojcu, ale i listem od człowieka, który jej nigdy nie widział,
W archiwach IPN zachowała się dokumentacja uzupełniająca obraz dramatu rodziny Walickich - prośby o ułaskawienie Haliny Walickiej, rokrocznie pisane przez jej matkę, Filomenę Rytel. Na tych petycjach najczęściej figurują odręczne dopiski: „bez biegu”, „pozostawić bez biegu”. Dopiero w kwietniu 1957r. Najwyższy Sąd Wojskowy dochodzi do wniosku, iż: brak jest dowodów w sprawie uzasadniających skazanie Rytel Haliny... Ogólnikowe stwierdzenia, że skazana pełniła funkcję łączniczki siatki szpiegowskiej ... nie mogą stanowić podstawy do ... skazania". Halina Walicka spędziła w więzieniu osiem lat.
Ostatnią część wystawy stanowi opowieść o działaniach poszukiwawczych, jakie były prowadzone w Kwaterze Ł w latach 2012-2017 przez zespół IPN kierowany przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka. W formie reportażu zaprezentowane są kolejne etapy prac. W celach - odsunięte od bezpośredniego oglądu widza - ukazane są jamy grobowe, w których archeolodzy odsłaniali wrzucane bezładnie, często do zbiorowych dolów, poprzerastane korzeniami ludzkie szczątki.
Osobne miejsce poświecono odkryciu jamy grobowej Zaporczyków: Dół, w którym znaleźliśmy szczątki pana majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory” początkowo nie był dla nas niczym szczególnym. Pracowaliśmy tam pełne trzy dni. A działo się tak dlatego, że ktoś starał się doprowadzić do tego, że na bardzo wąskiej przestrzeni zostanie wciśniętych ośmiu mężczyzn. I dopiero ostatniego dnia doszliśmy do ostatnich szczątków. Dzisiaj już wiemy, że były to szczątki pana majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Oprawcy rzucili go najgłębiej, twarzą do ziemi. Miał zgiętą rękę, zgiętą nogę, a więc wrzucili go do tego miejsca, a na nim układali szczątki jego najbliższych współpracowników. Prof. Krzysztof Szwagrzyk, wypowiedz z filmu ,,Zapora", rez. K. Starczewski.
Gdy wyprowadzano z Powązek szczątki odnalezionych po zakończeniu prac w 2012 r. nikt jeszcze nie wiedział, że na czele konduktu pogrzebowego niesiono trumnę ze szczątkami ,,Zapory".
W jednej z cel w ostatniej części ekspozycji eksponowane są fragmenty tkaniny - jedyne przedmioty, jakie zachowały się w dole, w którym spoczywały szczątki wyższych dowódców marynarki wojennej, zamordowanych w grudniu 1952 r. - Stanisława Mieszkowskiego, Zbigniewa Przybyszewskiego i Jerzego Staniewicza. Skromna zawartość gabloty kontrastuje ze zdjęciem z uroczystego pogrzebu komandorów, który miał miejsce w grudniu 2017 roku, sześćdziesiąt pięć lat po ich śmierci. Życzenie ,,ludzkiego pochowania", wyrażone przez wdowę po komandorze, wreszcie zostało spełnione: Proszę o zezwolenie na ekshumacje zwłok celem ludzkiego pochowania. Zwracałam się już w tej sprawie do Generała Prokuratora oraz Naczelnego Prokuratora Wojskowego, od których otrzymałam odpowiedzi odmowne, motywowane nieznajomością miejsca pochowania mojego męża... Anna Mieszkowska, wdowa po kmdr. Stanisławie Mieszkowskim.
Swoistym podsumowaniem zarówno wystawy, jak i prac są cyfry: prowadzone w pięciu etapach, trwające w sumie 153 dni prace poszukiwawcze pozwoliły odnaleźć szczątki około 300 osób. Większość spośród odnalezionych stanowią zamordowani w więzieniu przy Rakowieckiej więźniowie polityczni. W pracach uczestniczył zespół około 50 specjalist6w z różnych dziedzin, wspierany przez wolontariuszy. Przesiano ponad 1000 ton ziemi, by mieć pewność, że nie pozostawiono na Łączce żadnych szczątków ludzkich, by każdy miał szansę, na ludzki pochówek.

Gdy Witold Pilecki zaczął tworzyć konspirację wojskową w KL Auschwitz w ostatnich miesiącach 1940 roku, w obozie przebywali niemal wyłącznie Polacy. Sytuacja zmieniła się od połowy następnego roku, gdy zaczęło przyjeżdżać coraz więcej transportów z więźniami innych narodowości.
Cudzoziemcy w tajnej organizacji Rotmistrza
Adam Cyra
Pierwszym nie-Polakiem, którego pozyskano do obozowej tajnej organizacji, noszącej nazwę Związek Organizacji Wojskowej (ZOW), był Karel Stransky (nr 25625), czeski adwokat. W pierwszej połowie stycznia 1942 roku gestapo z Pragi dostarczyło go do KL Auschwitz w transporcie stu trzydziestu pięciu więźniów, oznaczonych numerami obozowymi od 25551 do 25685. Byli to przedstawiciele inteligencji, prawie wyłącznie członkowie czeskiego Sokoła, będącego, podobnie jak w Polsce, organizacją gimnastyczną i polityczną.
Umieszczeni zostali w bloku nr 25, gdzie mieszkał Witold Pilecki i inni członkowie ZOW – Wincenty Gawron (nr 11237), Stanisław Gutkiewicz (nr 11003) i dr Józef Putek (nr 267). Z tym ostatnim Stransky szczególnie się zaprzyjaźnił – i za jego pośrednictwem Czesi poznali dalszych członków konspiracji wojskowej, którzy serdecznie przyjęli nowo przybyłych. Stransky znał także Pileckiego.
2 czerwca 1942 roku z obozu zwolniono trzydziestu trzech Czechów, w tym Stransky’ego. Po latach Stransky stwierdził: „Z pobytu w obozie zachowałem w pamięci wielu, bardzo wielu dobrych i szlachetnych więźniów Polaków”.
Duża śmiertelność wśród Czechów z tego transportu oraz zwolnienia z obozu nie przerwały konspiracyjnych kontaktów, bo nadal do KL Auschwitz przywożono czeskich więźniów, lecz transporty nie były już tak liczne.
Wracając do Polski z Włoch późną jesienią 1945 roku, Witold Pilecki zgłosił się do punktu pomocy dla Polaków więzionych w niemieckich obozach koncentracyjnych, który zorganizował dr Karel Stransky, współpracujący kiedyś z ZOW w KL Auschwitz.

Karel Stransky więzień nr. 25625 zdjęcie sygnaliczne robione po przybyciu do obozu Fot. Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau
Otto Küsel
Nim od 14 czerwca 1940 roku zaczęto przywozić do KL Auschwitz transporty więźniów politycznych z okupowanej Polski, 20 maja skierowano do Oświęcimia trzydziestu niemieckich kryminalistów z KL Sachsenhausen. Po przybyciu oznaczono ich zielonymi trójkątami i numerami od 1 do 30. Zasłynęli oni z wielu zbrodni popełnionych na podległych im więźniach politycznych, nad którymi mieli nieograniczoną władzę.
Mało znany jest jednak fakt, że kilku z nich pozostawiło po sobie bardzo dobrą pamięć. Do Polaków przyjaźnie odnosili się szczególnie Otto Küsel (nr 2) i Jonny Lechenich (nr 19), okazując im pomoc i wspólnie przeciwdziałając zbrodniom SS. Obydwaj uczestniczyli później wraz z polskimi więźniami w udanych ucieczkach z KL Auschwitz. Warto przypomnieć ich działalność w obozie na rzecz ZOW oraz opisać przebieg ucieczek, w których brali udział wraz z Polakami.
29 grudnia 1942 roku z KL Auschwitz uciekło czterech więźniów: Niemiec Otto Küsel, Jan Komski (nr 564, w obozie przebywał jako Baraś), Bolesław Kuczbara (nr 4308) i Mieczysław Januszewski (nr 711). Ucieczka została zorganizowana przy pomocy Heleny Stupki z Oświęcimia i przy współudziale nauczycielki Janiny Kajtoch z pobliskich Babic. O przygotowaniach do ucieczki informowano Witolda Pileckiego, ponieważ jednym z jej realizatorów był członek ZOW, wspomniany Mieczysław Januszewski. Ucieczka przebiegła zgodnie z opracowanym starannie planem, z którym wcześniej zapoznano także Andrzeja Harata ps. „Wicher” z pobliskiego Libiąża, który wraz z kilkoma innymi żołnierzami Armii Krajowej czekał w Broszkowicach koło Oświęcimia na uciekinierów, zapewniając im bezpieczne ukrycie. W Krakowie mieszka obecnie córka Andrzeja Harata, Wacława Rzepecka, która wówczas, jako siedemnastoletnia dziewczyna, była zaprzysiężonym członkiem Armii Krajowej i brała udział w tych wydarzeniach.

Otto Küssel więzień nr. 2 zdjęcie sygnaliczne, Fot. Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau

Otto Küsel mógł swobodnego poruszać się po strefie obozowej, nie budząc żadnych podejrzeń, bowiem był tzw. Arbeitsdienstem, czyli odpowiedzialnym za właściwą organizację pracy więźniów. W związku z tym przygotował wcześniej platformę z zaprzęgiem konnym i podjechał tego dnia pod blok nr 24 w obozie macierzystym Auschwitz I, a następnie polecił przypadkowo spotkanym więźniom znieść ze strychu budynku cztery szafy.
Po załadunku Küsel przejechał bez kontroli bramę z napisem „Arbeit macht frei”. Dwie szafy, już na terenie tzw. obszaru interesów obozu (Interessengebiet des KL Auschwitz), przekazał czekającemu na nie esesmanowi, natomiast z pozostałymi pojechał dalej, zabierając po drodze swego zastępcę, również Arbeitsdiensta, Mieczysława Januszewskiego oraz Barasia-Komskiego i Kuczbarę, który przebrany za esesmana udawał ich konwojenta.
Witold Pilecki w swoim raporcie napisanym dla Komendy Głównej AK jesienią 1943 roku, wspominał „o tej ucieczce: Rok 1942 zakończył się kawałem, jaki spłatali czterej więźniowie, należący do elity lagrowej, gdyż pełnili obowiązki Arbeitsdienstów. Pierwszy i drugi Arbeitsdienst – Mietek i Otto (noszący kolejny numer więźnia 2), obaj dzielni, o sympatycznej powierzchowności, cieszący się sympatią więźniów, w towarzystwie innych jeszcze dwóch kolegów, mając wiele swobody w poruszaniu się w lagrze i w obrębie większego „łańcucha wart”, pojechali sobie końmi w świat (…)”.

Bolesław Kuczbara więzień nr. 4308, Fot. Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau
Kiedy dotarli do podoświęcimskiej miejscowości Broszkowice, czekał na nich wspomniany Andrzej Harat z obstawą, przejmując opiekę nad uciekinierami, którzy otrzymali ubrania cywilne, porzucając pasiaki i mundur esesmański oraz pozostawiając wóz i konie. Schronienie znaleźli w Libiążu, u rodziny pomagającego im w tej ucieczce Harata, o czym tak napisał Jan Komski: "Tam spędziliśmy około tygodnia. W tym czasie odwiedził nas pierwszy kontakt podziemia z Warszawy i przejął od nas zabrane przez Kuczbarę z obozu dokumenty rozstrzelanych i zmarłych, w szczególności w odniesieniu do pierwszych transportów warszawskich."
Komski i Januszewski wyjechali po kilku tygodniach do Krakowa. Na dworcu kolejowym oczekiwała na nich łączniczka Halina Siennicka, niestety wszyscy troje zostali wówczas przypadkowo zatrzymani podczas łapanki. Januszewski po pełnił samobójstwo w pociągu, którym wieziony był z powrotem do KL Auschwitz, natomiast Siennicka została osadzona w obozie kobiecym w Birkenau, a Komski ponownie w obozie macierzystym w Oświęcimiu. Później przewożono go do obozów Buchenwald, Gross-Rosen i Dachau. Uwolniony został przez wojska amerykańskie wiosną 1945 roku. Po wojnie wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie współpracował jako grafik z gazetą „The Washington Post”. Zmarł w USA w 2002 roku.

Witold Pilecki w Auschwitz jako Tomasz Serafiński więzień nr. 4859, Fot. Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau
Z kolei Küsel i Kuczbara udali się do Warszawy, gdzie później zostali obydwaj aresztowani. Okoliczności śmierci Kuczbary do dzisiaj nie są w pełni wyjaśnione. Wiadomo jednak, że 20 marca 1943 roku, przy próbie zatrzymania na ulicy, stawił opór gestapowcom, próbując się ostrzeliwać. Otrzymał postrzał w brzuch, ciężko rannego przewieziono na Pawiak i pod nazwiskiem Janusz Kapur został zarejestrowany w szpitalu więziennym, gdzie odwiedziła go jego żona Dobrosława. Prosił za pośrednictwem jednej z sióstr szpitalnych, aby dostarczyła mu truciznę. Podczas spotkania zdążył zaledwie zadać żonie pytanie, czy mu ją przyniosła, gdy wbiegła wspomniana siostra i szepnęła Dobrosławie Kuczbarowej, aby natychmiast uciekała, bo gestapowcy są na jej tropie. W popłochu musiała opuścić szpital, nie mogąc nawet pożegnać się z mężem. Później władze niemieckie oficjalnie ją poinformowały, że mąż zmarł w wyniku odniesionych ran. Najprawdopodobniej umarł w wyniku działania trucizny, którą potajemnie działacze konspiracji zdołali mu jednak dostarczyć do szpitala.
Otto Küsela, po ponownym aresztowaniu w Warszawie, odesłano do KL Auschwitz, o czym były więzień Erwin Olszówka tak wspominał: Podczas przesłuchań w Oddziale Politycznym do zwracających się w języku niemieckim esesmanów powiedział, że tego języka nie zna, za co został bardzo pobity, osadzony w bunkrze. Później został przeniesiony do KL Flossenbürg, gdzie doczekał wyzwolenia.
W 1981 roku otrzymał Złoty Krzyż Zasługi, nadany mu przez Prezydenta Rzeczypospolitej na Emigracji. Mieszkał w tym czasie w małej wiosce w Bawarii, gdzie zmarł 17 listopada 1984 r

Wincenty Gawron i Jonny Lechenich w II Korpusie Polskim we Włoszech, Fot. Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau
Jonny Lechenich
Na przybliżenie zasługuje także postać Jonny Lechenicha, drugiego więźnia kryminalnego z KL Auschwitz. Urodził się 10 września 1910 roku, w małej niemieckiej miejscowości Büsum nad Morzem Północnym.
Jako niemiecki więzień kryminalny został osadzony w KL Auschwitz 20 maja 1940 roku, pełnił funkcję kapo komanda Landwirtschaft (komando rolne). Był uciekinierem z obozu, żołnierzem oddziałów partyzanckich Armii Krajowej oraz po wojnie żołnierzem II Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa. Za działalność w Armii Krajowej podobno nawet uhonorowano go polskim Orderem Virtuti Militari.

Wincenty Gawron i Jonny Lechenich w II Korpusie Polskim we Włoszech, Fot. Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau
Witold Pilecki w swoim powojennym raporcie postawę Lechenicha w obozie ocenił również bardzo pozytywnie: „Jonny, który jako kapo komanda Landwirtschaftu początkowo nie przeszkadzał, a potem nawet ułatwiał nam porozumiewanie się ze światem przez kontakt z organizacją na zewnątrz przy współudziale panny Zofii S. (Stare Stawy), z konieczności musiał trochę więcej się domyślać. Nie zdradził nas, a od chwili, gdy za dowiedzione mu przez władze lagru „przeoczenie” w podkarmianiu więźniów przez ludność cywilną (podrzucanie chleba) – coś więcej nie przyszło władzom do głowy – wziął porcję kijów na stołku, stał się całkowitym naszym przyjacielem”.
Jonny Lechenich uciekł z obozu wraz z dwoma polskimi więźniami 10 października 1942 roku. Byli nimi: Kazimierz Nowakowski (nr 23048) i Fryderyk Klytta (nr 637), więzień z pierwszego transportu Polaków, przywiezionych do KL Auschwitz 14 czerwca 1940 roku.
Po udanej ucieczce Lechenich nawiązał kontakt z polskimi partyzantami, zostając członkiem batalionu „Las”, który wchodził w skład 74. pułku piechoty „Chrobry”, działającego w Okręgu Radomsko-Kieleckim Armii Krajowej. Dowódcą batalionu „Las” był major Mieczysław Tarchalski, który tak napisał o nim w swoich wspomnieniach: Jonny trafił do plutonu dowodzonego przez podporucznika Józefa Kaszę-Kowalskiego ps. „Alm”, podając się za zestrzelonego alianckiego pilota celem zatajenia swojego niemieckiego pochodzenia. Jego dowódca „Alm” studiował na Politechnice Gdańskiej. Był Ślązakiem i synem powstańca śląskiego, wcielonym do Wehrmachtu. Walczył na froncie wschodnim, gdzie został ranny, zbiegł do partyzantki.
Po wojnie Lechenich został żołnierzem II Korpusu Polskiego we Włoszech, spotykając tam m.in. Witolda Pileckiego i Wincentego Gawrona, którzy wydali o nim dla dowództwa tego Korpusu jak najlepszą opinię. W ostatnich latach życia Jonny, będący pół Anglikiem i pół Niemcem, mieszkał w Kilonii, gdzie zmarł w 1972 roku. Spotkałem się również ze stwierdzeniem, że Jonny Lechenich zmarł w Hamburgu i tam jest pochowany.

Kazimierz Nowakowski. więzień nr. 23048, Fot. Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau
Ten niezwykły niemiecki kapo z KL Auschwitz niewątpliwie jest bohaterem polsko-niemieckim, mało znanym jednak na kartach historii. Przed laty poznałem dr. Jürgena Pagla – niemieckiego historyka, przebywającego wówczas w Muzeum Auschwitz, który z zainteresowaniem wysłuchał mojej opowieści o niezwykłych losach Jonny Lecheniego. Po raz pierwszy wówczas dowiedział się o nim – i zafascynowany – zaczął jeździć jego śladami po Polsce i Niemczech, poświęcając na badania historyczne swój własny urlop. Chciał napisać książkę o Lechenichu: Dotarłem do rodziny Jonnego, ale nabrała wody w usta i nie chciała nic mówić o swoim krewnym – opowiadał o swoich poszukiwaniach. - Tak, jakby się wstydzili tego, co Jonny robił w czasie wojny. Z drugiej strony domyślam się, że nie do końca wiedzieli, kim tak naprawdę był. Wiedziała o nim bardzo dużo jego kobieta, ale gdy trafiłem na jej ślad w Monachium, nie żyła już od dwóch lat. Przed kilku laty dr Jürgen Pagel wspominał także Otto Küsela oraz opowiedział o trudnościach, związanych z wydaniem tej publikacji: Jego kolega obozowy z pierwszej trzydziestki zabranej z KL Sachsenhausen, też „przestępca” Otto Küsel z numerem obozowym 2, wspominany przez więźniów jako wspaniały człowiek, który uratował życie wielu osobom, był świadkiem na procesach przeciwko mordercom. A Jonny nigdy. (...) W Niemczech pobyt w obozie niemieckim w czasie wojny nie jest powodem do dumy. A Jonny do tego walczył czynnie przeciwko faszystowskim Niemcom. O obydwu bohaterskich Niemcach, zarówno o Otto Küslu, jak i Jonny Lechenichu, zapomnieć jednak nie wolno. Ich niezwykłe postacie nieraz jeszcze będą budzić zainteresowanie badaczy, zajmujących się tragiczną historią KL Auschwitz. Zapewne na ich temat powstaną nie tylko publikacje, ale również i filmy
Ten niezwykły niemiecki kapo z KL Auschwitz niewątpliwie jest bohaterem polsko-niemieckim, mało znanym jednak na kartach historii. Przed laty poznałem dr. Jürgena Pagla – niemieckiego historyka, przebywającego wówczas w Muzeum Auschwitz, który z zainteresowaniem wysłuchał mojej opowieści o niezwykłych losach Jonny Lecheniego. Po raz pierwszy wówczas dowiedział się o nim – i zafascynowany – zaczął jeździć jego śladami po Polsce i Niemczech, poświęcając na badania historyczne swój własny urlop. Chciał napisać książkę o Lechenichu: Dotarłem do rodziny Jonnego, ale nabrała wody w usta i nie chciała nic mówić o swoim krewnym – opowiadał o swoich poszukiwaniach. - Tak, jakby się wstydzili tego, co Jonny robił w czasie wojny. Z drugiej strony domyślam się, że nie do końca wiedzieli, kim tak naprawdę był. Wiedziała o nim bardzo dużo jego kobieta, ale gdy trafiłem na jej ślad w Monachium, nie żyła już od dwóch lat. Przed kilku laty dr Jürgen Pagel wspominał także Otto Küsela oraz opowiedział o trudnościach, związanych z wydaniem tej publikacji: Jego kolega obozowy z pierwszej trzydziestki zabranej z KL Sachsenhausen, też „przestępca” Otto Küsel z numerem obozowym 2, wspominany przez więźniów jako wspaniały człowiek, który uratował życie wielu osobom, był świadkiem na procesach przeciwko mordercom. A Jonny nigdy. (...) W Niemczech pobyt w obozie niemieckim w czasie wojny nie jest powodem do dumy. A Jonny do tego walczył czynnie przeciwko faszystowskim Niemcom. O obydwu bohaterskich Niemcach, zarówno o Otto Küslu, jak i Jonny Lechenichu, zapomnieć jednak nie wolno. Ich niezwykłe postacie nieraz jeszcze będą budzić zainteresowanie badaczy, zajmujących się tragiczną historią KL Auschwitz. Zapewne na ich temat powstaną nie tylko publikacje, ale również i filmy

Fryderyk Klytta więzień nr. 637, Fot.Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau