top of page
  • Czarny YouTube Ikona
  • Facebook
  • Instagram

Historia Rakowieckej

Historia Rakowieckiej

Wstęp

Od carskiej tiurmy do peerelowskiej katowni

Wstęp

 

Trudno przecenić rolę, jaką więzienie przy ulicy Rakowieckiej na warszawskim Mokotowie odegrało w historii komunistycznego aparatu represji. Obsadzone i zarządzane przez funkcjonariuszy resortu bezpieczeństwa, stało się jednym z najbardziej złowieszczych symboli budowy, a następnie utrwalania władzy komunistycznej w Polsce. Zatrudnieni w nim ludzie, bezwzględnie oddani partii komunistycznej, realizującej pod czujnym okiem doradców z NKWD imperialną politykę Związku Sowieckiego, eliminowali jej potencjalnych przeciwników. Dla żołnierzy podziemia niepodległościowego oraz osób uznanych przez władze komunistyczne za szczególnie niebezpieczne „Mokotów” był nader często ostatnim etapem życia. Ludzie ujęci przez funkcjonariuszy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego (UBP) przechodzili tu śledztwo, w trakcie którego byli torturowani, potem zaś, po otrzymaniu wyroku śmierci, oczekiwali na jego wykonanie. Los taki stał się udziałem wielu bohaterów Polski Podziemnej, żołnierzy Armii Krajowej, Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, Narodowych Sił Zbrojnych, Narodowego Zjednoczenia Wojskowego i innych organizacji niepodległościowych.

Szeroko rozbudowane struktury resortu bezpieczeństwa publicznego pozostają jedną z najbardziej tajemniczych i przerażających instytucji Polski Ludowej. Przez długie lata wiedzę o Urzędu Bezpieczeństwa (UB) historycy czerpali z ogłoszonych na antenie Radia Wolna Europa, a następnie opublikowanych za granicą relacji ppłk. Józefa Światły, zbiegłego na Zachód najwyższego rangą funkcjonariusza UB, oraz przecieków ze śledztw prowadzonych podczas krótkiej gomułkowskiej odwilży lat 1956–1958 i wspomnień ofiar represji. Dopiero przemiany ustrojowe po 1989 roku oraz utworzenie Instytutu Pamięci Narodowej pozwoliły na poszerzenie zakresu badań, a przede wszystkim stopniowo umożliwiły dostęp do konsekwentnie utajnianych do niedawna dokumentów archiwalnych. Nie oznacza to jednak, że zyskaliśmy już na ten temat pełną wiedzę. Mimo wielu lat poszukiwań do dziś nie udało się odnaleźć dokumentacji aparatu bezpieczeństwa, a także służb więziennych, dotyczącej pochówków ofiar komunistycznych więzień – osób zamordowanych w śledztwie, zmarłych w wyniku warunków panujących w więzieniach i aresztach oraz straconych na mocy wyroków sądów państwa komunistycznego.

Plan_edited.jpg

Fragment planu architektonicznego wiezlenia z roku 1908 Archiwum MZW i WPPRL 

 

Jest swoistym paradoksem, że dziś w specjalistycznych periodykach publikuje się sowieckie dokumenty, dotyczące pochówków przyłagrowych, podczas gdy analogiczna polska dokumentacja nadal pozostaje nieznana! A przecież wiemy o ponad 5 000 osób straconych na mocy wyroków sądowych, blisko 22 000 osób zmarłych w więzieniach i obozach, nie licząc trudnej do określenia liczb osób zamordowanych w śledztwie lub w wyniku innych działań pozaprawnych.Wiedza o komunistycznym okresie funkcjonowania więzienia przy Rakowieckiej w Warszawie jest już dość duża, nadal jednak niepełna.

Cele_tzw_klatki_edited.png

Cele tzw. klatki

Więzienie dla kryminalnych

Więzienie dla kryminalnych

 

Budowę Więzienia Poprawczego w Mokotowie rozpoczęto wmurowaniem kamienia węgielnego 26 września 1902 r. Oficjalne otwarcie nastąpiło w obecności ówczesnego gubernatora warszawskiego Dymitra Mikołajewicza Martynowa 24 listopada 1904 r. Położony przy drodze Rakowieckiej, ok. 6-hektarowy teren podzielono wówczas na trzy części: wzniesiony na planie krzyża gmach główny, szpital oraz dom mieszkalny dla administracji i pracowników więzienia. 

Pomimo wysokiego, jak na ówczesne czasy, standardu urządzenia 

i wyposażenia więzienia, niemal natychmiast po rozpoczęciu działalności zyskało sobie ono opinię ciężkiego. Początkowo kierowano doń więźniów kryminalnych, ale już kilka miesięcy później głównymi lokatorami byli uczestnicy Rewolucji w Rosji 1905-1907. Właśnie brutalny sposób traktowania więźniów, znęcanie się nad nimi, stosowanie kary chłosty i karceru, złe odżywianie, przepełnienie oraz wysoka śmiertelność wśród osadzonych ugruntowały u warszawiaków ponurą sławę tego miejsca.

Katastrofalnie pogarszające się warunki przetrzymywania więźniów wymusiły na władzach więziennych w 1908 r. decyzję o zwiększeniu liczby cel. Zaadaptowano wówczas na cele pomieszczenia kuchni, piekarni i warsztatów, przeniesionych do nowo wzniesionego budynku.

W latach 1908-1915 w więzieniu przetrzymywano od 1 600 do 1 800 więźniów, w tym ok. 1 300 skazanych na katorgę.

Pochodnia.-Narodowy-Tygodnik-Illustrowan

Ćwiczenie katorżników w więzieniu na Warszawskim Mokotowie podczas wizyty gubernatora.

Zdj z Tyg. Ilustr. Pochodnia

I wojna światowa

I wojna światowa

 

Wybuch I wojny światowej, a następnie szybko zmieniająca się sytuacja na froncie zakończyła pierwszy okres funkcjonowania więzienia. W sierpniu 1915 roku Warszawę opuściły wojska rosyjskie, a ich miejsce zajęła armia niemiecka. Nowe władze okupacyjne ustanowiły Cesarsko-Niemiecką Dyrekcję Więzienną, której podporządkowano więzienie przy Rakowieckiej, nadając mu nazwę „Więzienie Karne w Mokotowie”. Zamiana okupantów drastycznie pogorszyła warunki przetrzymywania więźniów, spowodowała też zaostrzenie stosowanych metod śledczych. Niemcy „zmodernizowali" np. karcery w ten sposób, aby przetrzymywani w nich nago więźniowie kaleczyli sobie ciała o ostre elementy ścian i podłóg.

W 1916 r. okupacyjne władze niemieckie włączyły Mokotów w administracyjny obszar Warszawy. Droga Rakowiecka zyskała nazwę ulicy, a znajdujące się przy niej wiezienie otrzymało nazwę „Więzienie Warszawa Mokotów”. 

Przejęcie więzienia przez władze polskie nastąpiło 1 września 1918 r., w ramach umowy zawartej pomiędzy Tymczasową Radą Stanu Królestwa Polskiego a niemieckimi władzami okupacyjnymi, reprezentowanymi przez generał-gubernatora Hansa Hartwiga von Beselera.

wiezienie_na_mokotowie_Ksi%25C3%2584%25C

Zespół budynków więzienia w Warszawie-Mokotów

lata 20 

Dwudziestolecie międzywojenne

Dwudziestolecie międzywojenne 

 

W odrodzonej Polsce więzienie mokotowskie było jednym z największych i najcięższych zakładów karnych.

Rozporządzeniem prezydenta Rzeczypospolitej z 7 marca 1928 r. więzienie Warszawa Mokotów zaliczone zostało do I klasy, tj. stało się zakładem przeznaczonym „do odbywania kar: ciężkiego więzienia, więzienia zastępującego dom poprawczy i kar więzienia wymierzonych na czas powyżej trzech lat”. Nie wolno było jednak umieszczać w nim więźniów z wyrokami powyżej sześciu lat, zasada ta nie dotyczyła recydywistów.

Od 1937 r. struktura mokotowskiego więzienia obejmowała trzy karne ruchome ośrodki pracy, do których kierowano więźniów z wyrokami od kilku miesięcy do dwóch lat. Przebywających w tych ośrodkach więźniów zatrudniano przy pracach melioracyjnych, drogowych oraz leśnych.

Cela jednoosobowa okres międzywojenny

II wojna światowa

II wojna światowa

 

Wybuch II wojny światowej diametralnie zmienił sytuację w więzieniu. Dekretem prezydenta RP o amnestii, od 2 do 8 września zwolniono znaczną część więźniów, a pewną ich grupę ewakuowano w kierunku wschodnim. W zakładzie pozostali tylko nieliczni. Zwolniono również część funkcjonariuszy, których wcielono do Straży Obywatelskiej m.st. Warszawy. 

W czasie bombardowań w 1939 r. uszkodzone zostały niektóre budynki więzienia. 28 września 1939 r. do Warszawy wkroczyły wojska niemieckie, które od razu przejęły zarządzanie więzieniem. Przetrzymywano w nim wówczas m.in. bohaterskiego prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego oraz grupę oficerów Wojska Polskiego, oskarżonych o rzekome okrucieństwa wobec dywersantów niemieckich podczas kampanii wrześniowej. 

Więzienie mokotowskie jako jedyny z warszawskich zakładów karnych zachowało swoją przedwojenną specjalizację – więzienia dla przestępców kryminalnych. Jako jedyne podlegało też niemieckiej policji kryminalnej Kripo. Więźniów politycznych przetrzymywano w innych miejscach odosobnienia na terenie Warszawy.

Mimo oficjalnego statusu w marcu i kwietniu 1940 r. trafiali tam również więźniowie nie kryminalni, m.in. słynny olimpijczyk Janusz Kusociński. W tym też czasie przy Rakowieckiej umieszczono po raz pierwszy kobiety (w marcu 1940 r. było ich 75).

Od maja 1940 r. w więzieniu ponownie przebywali wyłącznie pospolici przestępcy. Lawinowo rosła liczba więźniów. W czerwcu 1940 r. znajdowało się ich tam 1 975, a w  listopadzie 1941 r. przetrzymywano 2 505 więźniów. 

Przez cały okres okupacji służbę w więzieniu mokotowskim pełniło ok. 140 strażników różnego szczebla. Przyjmowany ponownie polski personel zmuszano do podpisania deklaracji posłuszeństwa wobec władz niemieckich.

Niemiecke_koszary_przy_Rakowieckiej_edit

Niemieckie koszary przy Rakowieckiej

Masakra w Powstaniu Warszawskim

Masakra w Powstaniu Warszawskim

 

Część Mokotowa, w której zlokalizowane jest więzienie, należała w okresie okupacji do tzw. dzielnicy niemieckiej, a niemal wszystkie budynki wokół zajęte były przez hitlerowskie wojska, dlatego podczas Powstania Warszawskiego atak polski, wobec miażdżącej dysproporcji sił i środków, załamał się już pierwszego dnia. Wprawdzie dowodzeni przez ppor. Kazimierza Grzybowskiego ps. „Misiewicz” żołnierze AK zaatakowali więzienie, ale po kilku godzinach walki z siłami SS zostali odparci. W więzieniu przetrzymywanych było wówczas ok. 800 więźniów, w tym 41 nieletnich. W tym czasie los skazanych był już przesądzony: decyzją komendanta miasta generała-porucznika Reinera Stahela wszyscy mieli zostać zamordowani. 

Wstrząsający opis tej zbrodni przekazał w maju 1948 r. Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie Antoni Porzygowski, więzień „Mokotowa”, który cudem uniknął śmierci: 

W dniu 2 VIII 1944 r. około godziny 16-tej oddział SS, zdaje się z koszar położonych naprzeciwko więzienia zajął więzienie. SS-mani zabrali więźniów 

z dwóch oddziałów na dole, gdzie siedzieli więźniowie pod śledztwem. Kazali im kopać doły długości 25 m do 30 m, szerokości 2 m, głębokości 1 m. Wzdłuż pawilonu X po stronie pralni, drugi na placu spacerowym od strony ulicy Aleje Niepodległości, trzeci na placu spacerowym od strony ulicy Kazimierzowskiej. Widziałem to z okien mojej celi na pierwszym piętrze od strony placów spacerowych, widziałem, jak w czasie kopania dołu przez więźniów grupa ok. 12 SS-manów piła wódkę z pełnych butelek litrowych wyjmowanych ze skrzyni. Po wykopaniu dołów widziałem, jak SS-mani kazali stanąć twarzą do dołu grupie około 60 więźniów, którzy kopali i strzelali do nich z ręcznych karabinów maszynowych od tyłu. Słyszałem, jak SS-mani otwierali na pierwszym piętrze cele i zabierali więźniów, których następnie przyprowadzili do dołów grupami po kilkunastu i rozstrzeliwali od tyłu. Niektórym przed rozstrzelaniem kazali zdejmować buty i ubranie. Widziałem, jak w ten sposób rozstrzelano część więźniów także z izby chorych. [...] Posłyszałem, iż do mojej celi zbliżają się SS-mani i wtedy ukryłem się pod łóżkiem. Byłem wtedy tylko w celi z Janem Landzkim (pod śledztwem za handel nielegalny). [...] SS-mani zabrali najprzód Landzkiego. Następnie SS-man podniósł łóżko i zaczął mnie kopać nogami i wyprowadził mnie nieco później. Schodząc z pierwszego piętra, widziałem na parterze Landzkiego w grupie innych więźniów. [...] Mnie wyprowadzono pojedynczo do dołu koło kotłowni na placu spacerowym od strony Alej Niepodległości. SS-man kazał mi odwrócić się twarzą do dołu, strzelił i kopnął nogą. Kula przeszła mi za uchem (słyszałem świst) i upadłem twarzą na zwłoki. Leżałem bez ruchu, a po chwili już oprzytomniałem. Na mnie padały zwłoki. Słyszałem strzały egzekucyjne oraz dobijające rannych, gdy ktoś się poruszył. W pewnej chwili nie mogąc znieść ciężaru zwłok, postanowiłem wstać i skończyć życie, byłem pewny, że SS-mani zaraz po podniesieniu się zastrzelą mnie. Spojrzałem do góry i zobaczyłem, że nikogo nade mną nie ma. Z trudem wydostałem się spod trupów, gubiąc portfel i wyczołgałem się pod kotłownię, gdzie się zagrzebałem w miał. Razem ze mną wydostał się spod trupów więzień, którego nazwiska nie znam. Wiem, że rozstrzelano mu wtedy ojca i brata. Był sam ranny w ucho prawe”. 

Więźniowie obserwujący z wyższych pięter głównego budynku przebieg egzekucji podjęli próbę samoobrony. Jej przebieg opisał jeden z uratowanych więźniów:

„Kiedy zaczęła się egzekucja, więźniowie podnieśli ogromny wrzask, wołając o pomoc ze strony powstańców. Krzyk ten usłyszeli chorzy będący w oddzielnym budynku i lżej chorzy po prześcieradłach wdrapali się na strych, a w nocy poprzez mur uciekli. Ciężko chorych Niemcy zmusili do wyjścia i nad dołem zastrzelili. [...] Następnym oddziałem miał być oddział VI, na którym byłem i ja (cela 32). Widząc, co się dzieje, postanowiliśmy próbować ucieczki lub zginąć w walce. W tym czasie kiedy trwała egzekucja, my przy pomocy ław wybiliśmy drzwi od cel na korytarz (cela 32, 34), dokładnie już nie pamiętam, i na korytarzu podpaliliśmy sienniki i słomę, uprzednio już wyrzucone, tworząc ogromną barykadę. Kiedy Niemcy zobaczyli, że cały korytarz jest w ogniu, otworzyli ogień wzdłuż korytarza. Wszystkich drzwi do cel nie można było otworzyć, więc więźniowie powybijali dziury w ścianach od jednej do drugiej celi i w błyskawicznym tempie, nie będąc narażonym na ostrzał, mogliśmy swobodnie poruszać się wzdłuż całego oddziału VI. Niemcy, nie mogąc przez ogień przejść, wkroczyli na oddział VII. Z celi 36 ocalał tylko jeden, co zdążył ukryć się w sienniku. Po bohatersku zachowała się cela 37. Kiedy trzech Niemców weszło do celi, jeden z młodych chłopaków stawił opór, a kiedy otrzymał postrzał i runął na asfalt celi, rozwścieczony Niemiec rzucił się na niego. Było to jakby hasłem dla więźniów. Porwali za kubki, miski, noże i co kto miał pod ręką i dalej na Niemców. Dwaj Niemcy uciekli na korytarz, a w międzyczasie jeden z więźniów wyrwał granaty zza pasa ubitego już Niemca i rzucił je na korytarz za uciekającymi. Po wybuchu granatów Niemcy uciekli na dół po pomoc (oddział VI, VII, IX były na drugim piętrze), lecz więźniowie z oddziału VI, korzystając z ich osłupienia, zbudowali potężną barykadę z żelaznych łóżek (wyrwane ze ścian), stołów i ław, uniemożliwiając w ogóle dojście z dołu po schodach na nasze oddziały VI, VII i IX. Dokoła barykady podłożone były sienniki ze słomą, ażeby na wypadek ataku podpalić je. W tym samym czasie ubitego Niemca z celi 37 wsadzono głową do ogromnej beczki z wodą stojącej na korytarzu, zabierając granaty i pistolet. Resztę drzwi na oddziale VII piorunem wybito, po czym przystąpiliśmy do rozbijania drzwi oddziału IX, gdzie byli trzymani tzw. »małolatki« do lat 16 czy 17. W czasie całej tej akcji zapadł wieczór i po wybiciu wszystkich drzwi stojących na przeszkodzie oraz wybiciu dziur w ścianach (gdzie nie było innego wyjścia) i dachu, po murach i dachach wśród ulewnego deszczu w nocy z 2 na 3 sierpnia 1944 r. uciekliśmy na Aleje Niepodległości. Teoretycznie więc ocalał cały oddział VI i IX oraz VII bez celi 36. Piszę teoretycznie, bo dużo zginęło jeszcze w czasie samej ucieczki lub też później w powstaniu”.

Nie jest znana liczba więźniów, którym udała się ucieczka. Nie znamy również dokładnie losu polskiej kadry. W dniu wybuchu Powstania wszystkim będącym wówczas na służbie SS-mani odebrali broń i zamknęli ich w celach. Najprawdopodobniej zostali oni zamordowani razem z więźniami. 

W sierpniu 1944 r. teren więzienia wykorzystywany był przez Niemców jako miejsce masowych egzekucji mieszkańców Mokotowa. Budynki więzienia przez cały okres Powstania pozostawały w rękach okupanta, dlatego też wkraczające do Warszawy w styczniu 1945 r. jednostki Armii Czerwonej, a wraz z nią żołnierze ludowego Wojska Polskiego zastali więzienie przy Rakowieckiej w niemal nieuszkodzonym stanie. 

Pałac Cudów.png

Dawny pawilon „S” w którym funkcjonariusze MBP prowadzili brutalne przesłuchania osadzonych tzw. „Pałac Cudów”

Czas komunizmu

Czas komunizmu

 

Władze komunistyczne niezwłocznie wykorzystały gmach więzienia „zgodnie z przeznaczeniem”. Niestety, niewiele można powiedzieć o historii więzienia w pierwszych miesiącach 1945 r. Placówka została obsadzona przez jednostki armii sowieckiej, które stacjonowały tu najprawdopodobniej do połowy marca 1945 r., kiedy to obiekt przekazano Departamentowi Więziennictwa i Obozów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Na terenie więzienia prowadzone były wówczas prace ekshumacyjne – wydobywano zwłoki zamordowanych przez Niemców w czasie Powstania Warszawskiego więźniów i mieszkańców Mokotowa. 

Trudno byłoby odtworzyć historię więzienia przy Rakowieckiej bez przywołania wspomnień osób tam przetrzymywanych. Ich pamięć oraz zapiski są dla historyków wręcz bezcennym źródłem informacji, pozwalającym na odtworzenie czasu, gdy „gwałt uchodził za męstwo, a cnota i patriotyzm były reliktem przeszłości”. 

Stanisław Krupa, żołnierz harcerskiego batalionu Armii Krajowej „Zośka” i uczestnik Powstania Warszawskiego, tak opisał po latach pierwsze chwile spędzone na Rakowieckiej:

„W MBP przebywałem krótko. Zaprowadzono mnie do jakiegoś pokoju na parterze. Nareszcie zobaczyłem mundur, za biurkiem siedział jakiś major. 

– Spisać personalia i na »Dziesiątkę«. U nas nie ma już wolnych cel. Tylko się pospieszcie, bo się tu dziś zakorkujemy...

Po 20 minutach wsiadłem ponownie do »cytryny«, w takiej samej eskorcie, a po dalszych 10 minutach stanęliśmy przed bramą więzienia przy ul. Rakowieckiej na Mokotowie. Otwarła się niemal natychmiast, jakby nas oczekiwano. Szczęknęły ciężkie drzwi, po nich jedna i druga krata, długi korytarz, znowu dwie kraty i opuściliśmy główny gmach. Stanęliśmy przed wąskim, długim pawilonem, z wejściem w szczytowej ścianie. Znowu zaskrzypiały drzwi, szczęknęła krata. Przekazano mnie jakiemuś facetowi w mundurze podobnym do wojskowego. Mój dotychczasowy opiekun niedbale zasalutował i opuścił pawilon, a nowy, nie spojrzawszy na mnie, zastukał w kolejną żelazną kratę. Z głębi korytarza nadszedł drugi mundurowy i od wewnątrz otworzył bramkę.

– Za mną – rzucił w moją stronę.

Znalazłem się w długim, słabo oświetlonym korytarzu, po jego obu stronach ciągnęły się jedne przy drugich drzwi z judaszami. Na wysokości I piętra, po obu stronach korytarza, przy ścianach biegła żelazna galeryjka, wiodły na nią żelazne schody. Mój »przewodnik« skierował się na te schody, ja za nim. Stanęliśmy przed jakimiś drzwiami. Zgrzytnął klucz...”.

Oddział X

Oddział X składał się z trzech kondygnacji. Nad oddziałem X znajdował się połączony z nim jedynie klatką schodową

oddział XI.

 

Przywożeni na Rakowiecką więźniowie wiedzieli, dokąd trafiają. Więzienie to cieszyło się ponurą sławą niemal od pierwszych dni funkcjonowania jako jednostka Wydziału Więzień i Obozów MBP. Zatrzymanych straszono tym miejscem już podczas wstępnych przesłuchań w siedzibach UB, w celu psychicznego zmiękczenia i wymuszenia obszernych zeznań. Ale to, że ktoś uległ strachowi i złożył je, nie oznaczało bynajmniej, że nie zostanie tam osadzony. Placówka, pełniąca funkcję więzienia śledczego, przeznaczona była dla tych, wobec których resort bezpieczeństwa miał poważniejsze plany niż pojedyncze przesłuchanie. 

Niezwykle interesująca jest kwestia umiejscowienia więzienia przy ul. Rakowieckiej w strukturach MBP. Formalnie podlegało ono Departamentowi Więzień i Obozów MBP, w rzeczywistości jednak większą częścią więzienia zarządzał od 29 czerwca 1947 r. (tj. od momentu utworzenia) dyrektor Departamentu Śledczego MBP Józef Różański. Podlegały mu pawilony X, XI oraz, od jesieni 1949 r., tzw. Pałac Cudów. Placówka była klasycznym przykładem więzienia śledczego, w którym, poza przetrzymywaniem zatrzymanych osób, przebiegało całe śledztwo: prowadzono przesłuchania, przygotowywano akt oskarżenia, toczyły się rozprawy sądowe.

Od miejsca tego odstraszała zarówno jego architektura, jak i historia okupacyjna. „Po przekroczeniu bramy od wspomnianej ulicy Rakowieckiej, po prawej stronie widziało się Pawilon Ogólny, rozciągający się wzdłuż ulicy w kształcie litery »T«. Prawe jego skrzydło zajmowali mężczyźni, lewe przeznaczone było dla kobiet, tam też znajdował się szpital więzienny. To skrzydło wysunięte było w kierunku ulicy Rakowieckiej. W piwnicach znajdowały się cele i małe pojedynki, nad nimi dawna kaplica. Za Pawilonem Ogólnym, prostopadle do ulicy Rakowieckiej, usytuowany był Pawilon Śledczy – »Dziesiątka«. Ostatnie jego piętro stanowiły malutkie cele, stanowiące tzw. »Jedenastkę«. Na lewo od tego budynku w końcu 1949 roku uruchomiono pawilon, w którym przeprowadzano przesłuchania. Był on połączony podziemnymi przejściami z »Dziesiątką«. Po 1950 roku Pawilon Śledczy przedłużono, dobudowując z tyłu tzw. »Dwunastkę«. W celach tam znajdujących się były lepsze warunki. Siedzieli w nich ludzie z tzw. »odchylenia gomułkowskiego«, tam też przebywał Moczarski z generałem SS Stroopem. Obok »Dwunastki« stał też mały pawilon, w którym wykonywano wyroki śmierci. Skazanych za przestępstwa kryminalne i za współpracę z Niemcami wieszano. Więźniów politycznych natomiast prowadzono do specjalnej celi, a na schodach z kilku stopni otrzymywali strzał w tył głowy. Relacje te przekazywali więźniowie niemieccy, którzy często wynosili ciała pomordowanych. W późniejszym czasie celę przeznaczoną na wykonywanie wyroków śmierci urządzono w podziemiach »Dwunastki«. Miała ona już osłonę akustyczną, tak że od tego czasu nie słychać było odgłosu wystrzałów podczas egzekucji więźniów politycznych”.

Szubienica

szubienica.png
X Pawilon

X Pawilon

Najbardziej ponurą sławę zyskał Pawilon X, podlegający Departamentowi Śledczemu MBP. Znajdujące się w nim cele (26-27 na każdym piętrze) miały wymiary ok. 2 na 3,5 m. W okresie międzywojennym przeznaczone były dla jednej osoby. W okresie stalinowskim siedziało w nich od sześciu do ośmiu osób. W każdej celi, w rogu przy drzwiach, stał niczym nieosłonięty sedes z bieżącą wodą. Pod sufitem znajdowały się małe okna z solidnymi kratami, dodatkowo zabezpieczone od zewnątrz grubą blachą, zwaną blindą. Łóżek w celach nie było – więźniowie spali na siennikach rozkładanych na betonowej podłodze.