Śmierć ojca Kolbe
14 sierpnia 1941 r. po blisko dwutygodniowym pobycie w celi głodowej w niemieckim obozie Auschwitz, został dobity zastrzykiem fenolu przez niemieckiego więźnia-kryminalistę Hansa Bocka franciszkanin o. Maksymilian Kolbe.
Jak wyglądało jego dobrowolne pójście na śmierć za Franciszka Gajowniczka?
Razu pewnego wydarzył się wypadek, że gdy wybrano młodego więźnia, z szeregu wystąpił staruszek-ksiądz i prosił komendanta obozu, by wybrał jego, a zwolnił tamtego młodego od kary. Blok skamieniał z wrażenia. Komendant się zgodził. Ksiądz-bohater poszedł na śmierć, a tamten więzień wrócił do szeregu - pisał rtm Witold Pilecki w swoim "Raporcie" z Auschwitz.
Franciszek Gajowniczek, więzień Auschwitz nr 5659 wspominał: W okresie żniw, w ostatnich dniach lipca 1941 roku, przy nadarzającej się sposobności jeden z więźniów oświęcimskich z mojego bloku zbiegł. Jako represja za to, na wieczornym apelu nastąpiło dziesiątkowanie więźniów mojego bloku. Dziesięciu ludzi (...) wyznaczono na śmierć. Dowódca obozu Fritsch w towarzystwie Raportführera Palitscha dokonał selekcji. Nieszczęśliwy los padł również na mnie. Ze słowami: „Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam” – udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci głodowej. Te słowa usłyszał ojciec Maksymilian Kolbe, franciszkanin z Niepokalanowa. Wyszedł z szeregów, zbliżył się do Lagerführera Fritscha i usiłował ucałować jego rękę. Fritsch zapytał tłumacza: „Was wünscht dieses Polnische Schwein?” (Czego chce ta polska świnia). Ojciec Maksymilian Kolbe, wskazując ręką na mnie, wyraził swoją chęć pójścia za mnie na śmierć. Lagerführer Fritsch ruchem ręki i słowem „heraus” kazał mi wystąpić z szeregu skazańców, a moje miejsce zajął o. Maksymilian Kolbe. Za chwilę odprowadzono ich do celi śmierci, a nam kazano rozejść się na bloki.

O. Kolbe i rtm. Pilecki zostali zamordowani w wieku 47 lat.