Czy Rotmistrz Pilecki istniał naprawdę?
Kazanie wygłoszone przez ks. Tomasza Trzaskę, kapelana Muzeum żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w 74 rocznicę śmierci rtm. Witolda Pileckiego: Czy Rotmistrz Pilecki istniał naprawdę? Wydawać by się mogło, że tak. Znamy datę i miejsce jego urodzin. Wiemy, gdzie się wychował, gdzie żył. Znamy zarys jego życia. Mamy nawet jego zdjęcia i rękopisy. W końcu – znamy datę jego śmierci. Nawet godzinę znamy. Ale czy to wszystko dowodzi, że istniał naprawdę? Te pytania, szczególnie w dzisiejszym kontekście wydają nam się bardzo absurdalne. Każdy z nas tu obecnych wie, że Witold Pilecki, rotmistrz i bohater, istniał. Siedzą przed nami jego dzieci: Zofia i Andrzej. A jednak… W dzisiejszym pierwszym czytaniu słyszymy wspaniałą mowę św. Pawła do Ateńczyków. Pragnąc przekonać ich do chrześcijaństwa odnosi się on do ich religijności, podkreślając ich zaangażowanie w oddawanie czci bóstwom. Zauważa też w swojej przemowie ołtarz z napisem „Nieznanemu Bogu” i rozpoczyna wyjaśnianie, że ten „Nieznany” to największy z bogów. Bóg prawdziwy, który jest blisko człowieka. Bóg żywy, który jest początkiem i życiem każdej istoty na ziemi. <<Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, jak też powiedzieli niektórzy z waszych poetów: „Jesteśmy bowiem z Jego rodu">> (Dz 17). Mowa Apostoła jest dobrze przyjmowana. Ludziom podoba się to, co mówi. Jest im to bliskie. Może nawet entuzjastycznie wyrażają to w trakcie jego przemowy. A jednak – gdy odnosi się do faktu zmartwychwstania – wyśmiewają go i szydzą „Posłuchamy Cię innym razem”. A przecież św. Paweł odniósł się do najsilniejszego z faktów – Jezus żył, został zabity i zmartwychwstał. Są świadkowie Jego życia, śmierci i powstania z martwych. Ateńczykom jednak to nie wystarcza. Przekonanych zostaje tylko kilku. Reszta nie była gotowa jeszcze na prawdę o Chrystusie. Jeszcze nie teraz. Czy nie jest czasem tak z naszą miłością do Pana Rotmistrza i ogólnie z naszym patriotyzmem? Czy nie niosą nas piękne hasła, uroczystości, plakaty, hasztagi i portrety, a kiedy trzeba przyjąć prawdę o której mówili nasi bohaterowie, gdy trzeba zawalczyć o ich pamięć, lub – co najważniejsze – czerpać z nich w codzienności – mówimy „jutro, nie dziś, innym razem”? Czujemy się duchowymi dziećmi Pana Rotmistrza. Zadam jedno, teoretyczne pytanie: Kto z nas przeczytał i czyta regularnie „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a Kempis? Nie odpowiadajmy. To pytanie do naszego sumienia. A to przecież tylko jeden, drobny znak. Oczywiście, robimy inne rzeczy: poznajemy życiorys Pana Rotmistrza, opowiadamy o nim, pytamy co by zrobił on w mojej godzinie próby… Kiedy przyglądamy się sylwetce Witolda Pileckiego widzimy człowieka małomównego. Człowieka życia wewnętrznego, sumienia i czynu. Jego wiara i patriotyzm przejawia się w zasadzie w dwóch obszarach: pedagogicznym (kiedy uczy wiary i miłości do Polski) i praktycznym (gdy prowadzi życie duchowe, modli się i walczy). Nie ma tutaj zupełnie miejsca na epatowanie ani wiarą, ani patriotyzmem. Pan Rotmistrz doskonale rozumiał łacińską maksymę, mówiącą, że słowa ulatują, a przykłady pociągają. Stosował ją na co dzień. Instytut Pamięci Narodowej bardzo regularnie słyszy pytanie: Kiedy odnajdziecie i zidentyfikujecie szczątki Rotmistrza? To pytanie – bez wątpienia – zawiera w sobie szereg innych pytań, w tym to najważniejsze: Czy będzie dane Zofii i Andrzejowi Pileckim pochować swojego ojca? Czy „ciało z ciała” i „krew z krwi” Rotmistrza doczeka spokoju serca? Ale są jeszcze inne pytania: Czy IPN robi wszystko, żeby odnaleźć i zidentyfikować jego szczątki? Czy wyczerpał już wszystkie możliwości? Czy odbędzie się wielki, narodowy pogrzeb, który będzie manifestacją naszej miłości do Pana Rotmistrza? Czy wezmę w nim udział? Ale ja dziś – w duchu dzisiejszego pierwszego czytania – pytam wszystkich pytających: Czy potrzebujesz identyfikacji szczątków Pana Rotmistrza, żeby zacząć go poznawać i kochać? Czy potrzebujesz materialnego dowodu, że istniał, żeby zacząć budować Polskę taką, jakiej chciałby Rotmistrz? Czy brak identyfikacji naprawdę Cię przed tym powstrzymuje? Witold Pilecki istniał naprawdę. I żyje dalej. Wystarczy kilka minut rozmowy z jego córką - p. Zofią, żeby uwierzyć w świętych obcowanie. Sam wielokrotnie słyszałem jak mi mówiła, że „Tatuś wciąż jest przy niej”. Ale w tych słowach nie da się odnaleźć informacji, że córka nigdy o tatusiu nie zapomina. Ze słów p. Zofii wybrzmiewa potwierdzenie, że jest życie po śmierci! Że jest świętych obcowanie. Ateńczycy nie byli gotowi na prawdę o Zmartwychwstaniu. Uczniowie z dzisiejszej Ewangelii usłyszeli: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie”. Bo człowiek musi dojrzeć, żeby zrozumieć na nowo pewne rzeczy. Czy jako Polacy dojrzeliśmy już do naśladowania Pana Rotmistrza? Czy jesteśmy wciąż na etapie „oddawania czci” banerom, plakatom i hasłom. Czy dzieło Pana Rotmistrza nie potrzebuje apostołów, którzy wyjaśnią światu, kim są nieznani, nieodkryci bohaterowie, którym wznosi się mityczne ołtarze? Jest wielka potrzeba walki o wartości. Ta walka 70 lat temu postawiła naprzeciw siebie bezbronnych ludzi i bezduszne – choć żywe - niemieckie maszyny śmierci. Pisał o tym – z nieskrywanym poruszeniem Pan Rotmistrz: Kultura... XX wiek... któż słyszał zabijać człowieka? W każdym razie nie można tego przecież robić na ziemi bezkarnie (…). Ach!.. nawet - wojna – raptem w pewnej dyskusji - ludzi kulturalnych - staje się, „nieodzowna i konieczna" Zgoda! Lecz dotychczas przecie, uznając maskę przykrywającą potrzebę mordu – jednych i interes drugich – głośno się mówiło tylko o wzajemnym mordowaniu jakiegoś odłamu społeczeństwa – uzbrojonego wojska. Tak – niestety – było kiedyś. To już przeszłość – piękniejsza od obecnych czasów. Czy w ogóle my ludzie XX -wieku możemy spojrzeć w twarze tych, co żyli kiedyś... i śmieszna rzecz… dowodzić, że jesteśmy na wyższym szczeblu kultury.. Gdy za naszych czasów zbrojna masa niszczy nie wrogie sobie jakieś wojsko (…) lecz niszczy się całe narody, społeczeństwa bezbronne, stosując najnowsze zdobycze techniki. - Postęp cywilizacji - tak! - Lecz postęp kultury??? - śmieszne. Zabrnęliśmy - kochani moi - zabrnęliśmy straszliwie. Straszna rzecz - bo nie ma na to słów... Chciałem powiedzieć - „zezwierzęcenie". Lecz nie! Jesteśmy od zwierząt o całe piekło gorsi! Mam pełne prawo tak właśnie napisać, szczególnie po tym co widziałem. Ale potem przyszły straszne dni tortur w mokotowskiej katowni. Tutaj niedaleko Pan Rotmistrz był straszliwie bity i poniżany. Przeciwko człowiekowi, który nie pozwalał nadepnąć biedronki, zerwać listka i nakazywał szanować spokój i majestat lasu stanęli bezduszni oprawcy łamiący palce, wybijający zęby i bijący do nieprzytomności. Ojcowie „ludzi honoru” stanęli przeciwko bezbronnemu oficerowi polskiej armii. Czym odpowiedział Pan Rotmistrz? Groźbą? Siłą albo złorzeczeniem? Napisał poemat do płk. Józefa Różańskiego (Goldberga) prosząc, by mógł całą winę wziąć na siebie. Obita głowa składała wierszowany utwór, który ołówek trzymany w połamanych palcach z wyrwanymi paznokciami przelewał na papier. To świętość, na którą nie byli gotowi, do której nie dorośli komunistyczni oprawcy. Poemat do Piłata. Kończąc, chcę posłużyć się jeszcze jednym biblijnym przykładem. Tym z Golgoty. Umierający Jezus jeszcze przed śmiercią sprawił, iż przemieniło się serce jednego z łotrów, których ukrzyżowano w tym samym czasie. Tenże łotr rozpoznał w Jezusie Boga. Nie dorośli do prawdy o Mesjaszu Faryzeusze, Uczeni w Piśmie, nie dorosła gawiedź krzycząca „ukrzyżuj” – dorósł łotr, zwykły kryminalny przestępca. Kilka lat po śmierci Pana Rotmistrza do jego syna Andrzeja podszedł mężczyzna i zapytał „Czy ty jesteś Pilecki?”. A potem opowiedział historię: „W więzieniu nie miałem ciężkiego życia, michę nosiłem więźniom i pamiętam twojego ojca. Sam jestem prostym człowiekiem, który nie brzydził się nigdy <<mokrej roboty>>. Twój ojciec był blisko Boga, potrafił się skupić. Pewnego dnia przyniosłem mu do celi zupę, a kiedy wróciłem odebrać pustą miskę, to ona była pełna, nie ruszona. Twarz twojego ojca była skupiona. Byłem pod dużym wrażeniem tej postawy. Postanowiłem wtedy więcej ludziom nie szkodzić…”. Czy dziś czcimy dzień śmierci naszego Bohatera? Nie! Dziś w milczeniu staniemy przed ścianą śmierci i z szacunkiem pochylamy głowy wobec jego ofiary. Dziś pamiętamy, co stało się w tym miejscu 74 lata temu. I będziemy pamiętać, ale czcijmy na co dzień. Kochając wszystkich i wszystkim służąc tak, by w godzinę śmierci raczej się radować niż lękać. Niech żyje Polska! Fot. Konrad Falęcki