Kobietom z Rakowieckiej...

Pod moją pojedynką na III piętrze jest cela, w której dorywczo odbywają się przesłuchania. Widocznie nadmiar spraw zmusza śledzi (określenie oficerów śledczych - przyp. red.) do korzystania z cel na X pawilonie, prowizorycznie wykorzystywanych na śledztwa. Mam o tyle pecha, że w tej pode mną urzęduje śledź o donośnym głosie, często ryczy na przesłuchaniach, więc słyszę co się tam dzieje. Dzisiaj w nocy obudziły mnie częste okrzyki: ty k...! Przeplatały gęsto wezwania do zeznań oraz te pytania, po których nie było odpowiedzi, więc pewnie miały stanowić zachętę i nacisk dla ich udzielania. Z nudów i irytacji zacząłem je liczyć i przez mniej więcej godzinę naliczyłem ich siedemdziesiąt dwa. Potem przestałem. Torturowana była kobieta, sądząc po głosie niemłoda, a chodziło o dwie skrzynki amunicji i granatnik, znalezione w jej piwnicy pod węglem. Ciągle odpowiadała, że ktoś jej to podrzucił, że nie wiedziała o tym. Skobel przy drzwiach jest słaby, można go ręką wyszarpnąć wraz z kłódką, więc na pewno ktoś to wykorzystał i ją tak wrobił. Ale śledczy nie daje za wygraną. Przypomina przeszłość konspiracyjną i ostatnie kontakty przed aresztowaniem, z ludźmi dla władzy ludowej podejrzanymi, na których przyjdzie kolej, ale najpierw ona ma się przyznać i o nich także wszystko zeznać: Byłaś ty k... pod obserwacją, więc my wszystko wiemy o nich i o tobie, więc gadaj! I znowu milczenie. Po chwili drzwi trzasnęły, bo śledczy wezwał pomocnika z pałką. W jego obecności rozkazał: pompuj ty k...! To polecenie jest znane w śledztwie i oznacza, że należy obie ręce wyciągnąć prosto przed siebie oraz wykonywać przysiady, licząc je na głos. Słyszę więc jak ona liczy, a gdy się nieco zachwieje, to rozlega się trzask: widocznie wtedy pomocnik przyłoży jej kijem po rękach dla opamiętania. Ryki wzmagają się, groźby są coraz bardziej kwieciste, a ona liczy, ale... coraz wolniej. Nie musiała być taka niemłoda, jak sądziłem z początku, gdyż doliczyła do 164, a potem był stuk o posadzkę i polecenie śledczego: przynieść wiadro wody, niech k… oprzytomnieje. Była woda i po niej następne polecenie: weź ją za kłaki i posadź na stołku. Jak część wyrwiesz, to nie szkodzi. Peruki jej na przyszłość nie sprawimy, bo nie będzie potrzeby. Ty k..., ty stąd nie wyjdziesz żywa, więc zdecyduj się! I tak to trwało jeszcze ze dwie godziny, a ja w pewnej chwili zastanowiłem się, czy ci dwaj mieli matki: bo może wychowywali się w sierocińcu bez matek? Skąd człowiek może wykrzesać w sobie tyle nienawiści, tyle umiejętności do zeszmacania drugiego człowieka, tyle energii w zadawaniu innym cierpienia, w brutalności i chamstwie? Stosują przemoc i bezprawnie w imię wyższych racji społecznej sprawiedliwości. I czują się dumni.... ale z niewłaściwych powodów, gdyż pomnażają szeregi zbuntowanych, a nie bynajmniej „spisanych na straty". Część tych „spisanych" przeżyje, żeby dać świadectwo prawdzie...
Fragment wspomnień powojennego więźnia Rakowieckiej Andrzeja Sołdrowskiego, które opisał w książce pt. "Spisani na straty"