top of page

Ks. Rudolf Marszałek

został zamordowany 75 lat temu na Rakowieckiej

"Cisza górskich lasów mnie osłania... coraz wyraźniej rozumiem słowa św. Pawła - ukrzyżuj mnie Chryste, bym się stał jedno z Tobą... nie ma się czasu na własne ja w tym życiu - przyświeca nam hasło Bóg i Ojczyzna, którego postanowiliśmy bronić do ostatniej kropli krwi".

Ks. Rudolf Marszałek urodził się 29 sierpnia 1911 r. w Komorowicach w powiecie Biała. W latach gimnazjalnych należał do harcerstwa i w 1928 r., został wydelegowany przez Śląską Komendę Harcerstwa Polskiego na Światowy Zlot Harcerzy do Cambirdge w Anglii. Po egzaminie maturalnym trafił do Podchorążówki Piechoty w Zambrowie, którą ukończył w stopniu kaprala z cenzusem. Został przydzielony do 3 Pułku Strzelców Podhalańskich w Bielsku. Po odbyciu służby, w 1932 r. został przeniesiony do rezerwy w stopniu podporucznika.

5 października 1933 r. wstąpił do Towarzystwa Chrystusowego. Śluby wieczyste złożył 22 października 1937 roku. Wyższe studia filozoficzne odbył w Prymasowskim Wyższym Seminarium Duchownym w Gnieźnie, a teologiczne w Poznaniu. Święcenia kapłańskie przyjął 3 czerwca 1939

r., z rąk Założyciela, kard. Augusta Hlonda, Prymasa Polski.

W połowie lipca 1939 r. został powołany na stanowisko kapelana Wojska Polskiego i skierowany do 58 Pułku Piechoty w Poznaniu. Wraz z tym pułkiem odbył szlak bojowy aż do kapitulacji Warszawy, pełniąc funkcje duszpasterskie. Po kapitulacji Warszawy został aresztowany i osadzony w więzieniu na Pawiaku, skąd został zwolniony w listopadzie.

Udał się na Śląsk, aby tam organizować tzw. „Łańcuch Wolnych Polaków”, organizację która miała skupiać ludzi do konspiracyjnej walki z okupantem niemieckim. W 1940 r., organizacja zmieniła nazwę na „Orzeł Biały”, a po dekonspiracji jej członkowie otrzymali rozkaz dowództwa, aby przedostać się przez Węgry do sił polskich na Zachodzie. Ks. Rudolf został aresztowany przez Niemców na granicy austriacko-węgierskiej i przekazany do obozu Mauthausen-Gusen. Po rozprawie sądowej siedział tam w więzieniu do czerwca 1941 r.

Po uwolnieniu powrócił w rodzinne strony do Bielska i został rektorem kaplicy w Bystrej. Nabożeństwa odprawiał tam po polsku i po niemiecku. Jako oficer Wojska Polskiego, powrócił do działań konspiracyjnych i nawiązał kontakt oddziałami Armii Krajowej przebywającymi na terenie Śląska cieszyńskiego. Został wtedy ich kapelanem i sprawował dla nich funkcje duszpasterskie, aż do zakończenia wojny.

Tak wspominali go parafianie:

„Zapamiętano, że miał szczególny dar mówienia o miłości Boga i Ojczyzny. Często kazania miały tak mocne akcenty patriotyczne, że chłopcy pilnowali, czy ktoś obcy nie nadchodzi”.
„Kiedy Niemcy doznawali już porażki pod Stalingradem, to on jawnie mówił o tym na kazaniu. A mówił wyjątkowo porywająco, z kunsztem. W grudniu 1945 r. zorganizował w restauracji u Twardego opłatek, żebyśmy z zarobionych pieniędzy mogli uszyć mundurki harcerskie”.
„Nigdy nie narzekał, że ktoś go wzywa do domu. Jak nie było furmanki to szedł po błocie, śniegu, o każdej porze dnia i nocy. Pamiętam jego słowa: »Nawet na koniec świata pójdę, jeśli ktoś zapragnie Chrystusa«”.
„W kwietniu 1943 r. byliśmy jako dzieci u księdza Marszałka na imieninach [17 kwietnia]. Do jego mieszkania przyszło dwóch ludzi i razem poszli w kierunku kościoła. Chodziło o pomoc rannym partyzantom”.
„Pamiętam też ten dzień w 1945 r., gdy ksiądz w czasie, gdy jeszcze Niemcy się tu bronili w pobliskich okopach, zaczął w kościele śpiewać »Boże coś Polskę«”.
„Nigdy nie mówił »ja«, zawsze podkreślał »my«. Miał wielkie plany, co do świątyni, nauki religii, zajęć z dziećmi. Planowaliśmy utworzyć w szkole drużynę harcerską. Obiecywał, że włączy się w pomoc dla najbiedniejszych dzieci, w dodatkowe zajęcia plastyczne. W 1946 r. przygotował dzieci do I Komunii świętej w krótkim czasie, ale solidnie, miał u nich ogromny autorytet. Zresztą wszystkie dzieci i młodzież były nim zachwycone. Czasy były ciężkie, panowała powojenna bieda, analfabetyzm. Ksiądz, a zarazem żołnierz, wnosił nadzieję i poczucie bezpieczeństwa”.

Po zakończeniu działań wojennych wstąpił do Wojska Polskiego i został kapelanem w stopniu kapitana, 13 Dywizji Piechoty. Otrzymał też zaświadczenie, że pełni obowiązki proboszcza Jednostki Wojskowej w Katowicach. W tym czasie, zwrócili się do niego przedstawiciele komendy śląskiego okręgu NSZ, proponując pracę konspiracyjną oraz stanowisko kapelana. Generalny dziekan Wojska Polskiego, ks. płk Stanisław Warchałowski napisał ks. Marszałkowi, że w związku z nową organizacją duszpasterstwa wojskowego, podlega on demobilizacji. Zaangażowany w pracę duszpasterską ks. Rudolf nie dokonał jednak oficjalnego, służbowego przejścia do rezerwy. Później komunistyczny sąd w akcie oskarżenia fałszywie zarzuci mu dezercję.

Komunistyczna bezpieka wpadła na trop działalności NSZ i ks. Rudolf, będąc przez nich poszukiwanym, wyjechał 13 września 1945 r., do Monachium. Skontaktował się tam z ks. ppłk. Grabowskim, kapelanem „Brygady Świętokrzyskiej”, który skierował go do naczelnego kapelana Polskich Sił Zbrojnych bpa gen. Józefa Gawliny. Z jego to polecenia ks. Rudolfa mianowano kapelanem „Brygady Świętokrzyskiej”. Wtedy to zameldował się do dowódcy brygady płk. Dąbrowskiego ps. „Bohun” i od niego otrzymał awans na stopień majora oraz legitymację w języku polskim i angielskim: „Armia Krajowa, Grupa Operacyjna Zachód, Narodowych Sił Zbrojnych” z fałszywymi danymi na nazwisko: „Opoka Piotr, Stefan”. Funkcja: „major NSZ, oficer do spraw operacyjnych”. Funkcję kapelana pełnił przez półtora miesiąca i w końcu listopada 1945 r., pod swoim nazwiskiem powrócił do kraju. Zgłosił się do naczelnego kapelana WP ks. płk. Warchałowskiego, aby pełnić dalej służbę kapelana. Otrzymał jednak informację, że pozostaje w rezerwie. Udał się na Śląsk i został skierowany na placówkę duszpasterską do Mikuszowic. 30 czerwca 1946 r. podczas jego nieobecności przyszli po niego funkcjonariusze UB. Był ścigany i za jego głowę bezpieka wyznaczyła nawet nagrodę. Ks. Rudolf nawiązał nowy kontakt z oddziałami partyzanckimi Henryka Flame „Bartka”, walczącymi w Beskidzie Śląskim zostając ich kapelanem.

Zachował się list, napisany wówczas do przełożonego ks. Ignacego Posadzego, datowany na 8 sierpnia 1946 r.:

„zapewnie niepokoi się Twoje ojcowskie serce o syna swego, lecz bądź spokojnym, Bóg jest dobry - czuwa nad sercem i duszą moją. Odprawiam rekolekcje święte, tak dziwnie inne od tych wiele już odprawionych. Cisza górskich lasów mnie osłania... coraz wyraźniej rozumiem słowa św. Pawła - ukrzyżuj mnie Chryste, bym się stał jedno z Tobą... nie ma się czasu na własne ja w tym życiu - przyświeca nam hasło Bóg i Ojczyzna, którego postanowiliśmy bronić do ostatniej kropli krwi. Życie nasze Polsce oddamy, by stała się wielką, katolicką, zawsze wierna zasadom nauki Chrystusa Pana... moje przybycie do Poznania jest niemożliwe, szukają mnie wydali nagrodę na moją głowę i na pewno wydadzą wyrok śmierci... Ojcze Ciebie proszę o gorącą modlitwę, by Bóg i Matka Najświętsza miała nas w swojej przemożnej opiece. I ja w tej ciszy leśnej swych rekolekcji wszystko ofiaruję za naszą Societas, by była chlubą Kościoła Bożego i wydała świętych, nieustraszonych mężów... wasz zawsze oddany brat w Chrystusie”.

20 sierpnia 1946 roku ks. Rudolf napisał kolejny list do ks. Posadzego, przedstawiając mu trudną sytuację w jakiej się znajduje:

„mój pseudonim robi wrażenie i muszę jechać, jako emisariusz za granicę by prowadzić pertraktacje i rozmowy nad sytuacją, która wytworzyła się na ojczystej ziemi. Ciężkie i ryzykowne – ale rozkazem ujęte – a jako żołnierz i chrystusowiec zdaję sobie sprawę, że jak świętym jest rozkaz (…) owiany głęboką wiarą w Chrystusa, nabrałem dziwnej odwagi, bo czyż słowa św. Pawła nie stają się żywymi dziś dla nas kapłanów - mnie żyć jest Chrystus a umrzeć zysk - tą nadzieją przepełniony idę w tę przyszłość, by żyć, a gdy przyjdzie ginąć, umrzeć jak przystało na chrystusowca. (…) Po załatwieniu swych zadań wrócę - gdy Bóg pozwoli, by prowadzić moich chłopaków dalej na szlaki świętej i sprawiedliwej walki, aż do zupełnego zwycięstwa... Niech Was Bóg ma w swojej opiece. Oddany w Chrystusie brat - Stefan Opoka major”.

We wrześniu 1946 r, jako emisariusz ks. Rudolf wyjechał do Monachium gdzie spotkał się z przedstawicielami polskich władz wojskowych i przedstawił trudne położenie oddziałów leśnych oraz niemożliwość kontynuowania dalszej walki bez wydatnej zewnętrznej pomocy. Wrócił pod koniec listopada do kraju, aby przekazać informacje o zakończeniu działań zbrojnych oddziałów leśnych i przekształcenia opozycji w zorganizowaną działalność polityczną.

3 grudnia 1946 r. został aresztowany przez UB w Mikuszowicach Śląskich. Znalazł się w więzieniu na Rakowieckiej gdzie przeszedł ciężkie, wyniszczające śledztwo. Jego akt oskarżenia zatwierdził Adam Humer. Od Gminnej Rady Narodowej w Bystrej, która podjęła specjalną uchwałę, sąd wojskowy otrzymał oświadczenie i bardzo pozytywną opinię dla ks. Rudolfa z okresu pełnienia tam w czasie wojny pracy duszpasterskiej:

„ z jego częstych przemówień kościelnych przebijała niezachwiana wiara w upadek okupanta”.

Ks. Rudolf w ostatnim słowie prosił o sprawiedliwy wymiar kary, gdyż "dla Ojczyzny chce żyć". 17 stycznia 1948 r. został skazany na karę śmierci. 10 marca 1948 r. o godz. 21.55 zamordował go strzałem w tył głowy więzienny kat - Piotr Śmietański. Ciała ks. Marszałka - jedynego duchownego straconego w mokotowskiej katowni - nie odnaleziono do dziś. Pamiętajmy o nim.

0 wyświetleń
bottom of page