O Wacławie Holewińskim

Wacław Holewiński, prawnik, pisarz i twórca podziemnego wydawnictwa "Przedświt".
Swoją działalność rozpoczął w 1977 r. w Studenckim Komitecie Solidarności. Udostępniał swoje mieszkanie na potrzeby spotkań konspiracyjnych działaczy SKS oraz zaangażowany był w druk i kolportaż niepodległościowych wydawnictw („Krytyka”, wydawnictwa NOWE-j). W związku z działalnością w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów został internowany 15 stycznia 1982 r. i osadzony na Białołęce. Po zwolnieniu z internowania 21 lipca 1982 w dalszym ciągu był zaangażowany w druk i kolportaż literatury bezdebitowej (wydawnictwo „Przedświt”). W związku z tą aktywnością został zatrzymany 30 maja 1984 r. i następnego dnia tymczasowo aresztowany pod zarzutem rozpowszechniania nielegalnych wydawnictw. Wolność odzyskał 6 sierpnia 1984 r., gdy postępowanie umorzono na podstawie ustawy o amnestii.
Tak jego osoba została przedstawiona na stronie culture.pl:
Urodził się 27 marca 1956 r. w Warszawie, na parę miesięcy przed październikową odwilżą, w inteligenckiej rodzinie z niepodległościowymi tradycjami. Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, podczas których zaangażował się w działalność wydawniczą drugiego obiegu, funkcjonującego poza kontrolą komunistycznego państwa i cenzury. Od 1977 r. współpracował z Niezależną Oficyną Wydawniczą NOWA, następnie kierował Niezależną Spółdzielnią Wydawniczą I (1978-1981).
W stanie wojennym został internowany, zwolniono go po ośmiu miesiącach w sierpniu 1982 r. Wkrótce po wyjściu na wolność założył nielegalne Wydawnictwo "Przedświt" wraz z Jarosławem Markiewiczem. W 1984 r. ponownie trafił do aresztu, po tym jak milicja zatrzymała go z książkami i matrycami drukarskimi. Jeszcze w tym samym roku ogłoszono amnestię i znów wyszedł na wolność.
Po 1989 r. dalej prowadził "Przedświt", a także pracował jako prawnik. Zrobił nawet aplikację, ale zaraz po jej ukończeniu w 1995 r. odszedł z prokuratury. Był to gest protestu, bo w sądzie natknął się na prokurator, która nałożyła na niego areszt w 1984 r. W wolnej Polsce stawała w sprawach odszkodowań dla dawnej opozycji. Opisał to później w artykule do "Gazety Polskiej".
W następnych latach skupił się na działalności dziennikarskiej i redaktorskiej. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski przez Prezydenta RP.
Zaangażowanie w antykomunistyczną opozycję i rodzinne tradycje niepodległościowe powracają w całej twórczości Wacława Holewińskiego. Debiutował jako 46-latek w 2003 r. dwiema książkami. Pierwsza to "Lament nad Babilonem", powieść inspirowana biografią Tadeusza Danilewicza, stryjecznego dziadka pisarza, który był szefem sztabu Komendy Głównej Narodowych Sił Zbrojnych, a później komendantem Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Drugą była współczesna powieść rozliczeniowa – "Za późno na modlitwę". Proza miejscami autobiograficzna, w której opowieść o przepoczwarzającej się Polsce i bolesnych wspomnieniach z przeszłości, widzianej z różnych perspektyw, została rzucona na pozornie neutralny grunt do Francji, gdzie rozgrywa się akcja tej powieści.
Książką "Lament nad Babilonem" Wacław Holewiński jako jeden z pierwszych rozpoczął mozolną budowę pomnika dla żołnierzy wyklętych. Przekonywał, że zapomniano ich niesłusznie, niesprawiedliwie obarczając grzechami przestępczego marginesu, który w antykomunistycznych oddziałach zbrojnych – w PRL nazywanych "bandami" – faktycznie się trafiał.
Kolejnym krokiem na tej ścieżce był scenariusz do filmu o "Roju", czyli Mieczysławie Dziemieszkiewiczu, żołnierzu wyklętym walczącym na północnym Mazowszu jeszcze przez sześć lat po zakończeniu drugiej wojny światowej. Film kręcono z licznymi perturbacjami – reżyser Jerzy Zalewski rozpoczynał zdjęcia w 2009 r., ale premiera odbyła się dopiero w 2016 r. Wizja filmowca i pisarza była jednak na tyle odmienna, że Holewiński ostatecznie wycofał swoje nazwisko z "Historii Roja", nie podpisując się pod efektem końcowym.
O ile "Lament nad Babilonem" rozpoczynał jedną ze ścieżek w twórczości pisarza, czyli fabularyzowane biografie, których będzie w dorobku Holewińskiego wiele, o tyle "Za późno na modlitwę" była pierwszą książką z tej drugiej gałęzi – współczesnych powieści i dramatów piętnujących grzech nierozliczenia się z PRL po 1989 r.
Tę odnogę twórczą Holewiński kontynuował za sprawą powieści "Przeżyłem wszystkich poetów" (2004), która portretowała bohatera o wielu obliczach, rozdartego między powinnością a żądzami. Swą postać autor umieścił w otoczeniu warszawskiej socjety: twórców, dziennikarzy, bywalców salonów, ale też kryminalistów. Przedstawił w ten sposób zmieniającą się – a także degenerującą się – Polskę w kolejnych powojennych dekadach.
Trzecią książką z nurtu współczesnego były "Szwy" (2013). To opowieść o nierozliczonych zbrodniach komunistycznych w formule powieści polityczno-sensacyjnej, która podzieliła krytykę.
(...) "Moi bohaterowie w sposób oczywisty są skazani są na klęskę. Zawsze. Nawet w chwili kiedy odnoszą sukcesy, tuż za rogiem czeka już na nich porażka (…). Synonimem życia nie jest więc budowanie sukcesu ale raczej, jak u Camusa, ciągłe zmaganie z klęską" – mówił wywiadzie z 2005 r. dla magazynu literackiego "Tekstualia".
Tak było w trzech opowiadaniach z tomu "Nie tknął mnie nikt" (2008). Tak jest i w powieści "Krew na rękach moich" (2021), gdzie bohaterami uczynił gotowych na wszystko sztyletników, egzekutorów wykonujących wyroki na zdrajcach i carskich oficjelach w dobie powstania styczniowego. Holewiński przekonuje, że hasło "gloria victis" charakteryzuje nie tylko styczniowy zryw, ale też i żołnierzy wyklętych. Ich naznaczoną bohaterstwem i klęską walkę przedstawiał także w powieści "Opowiem ci o wolności" (2013), za którą otrzymał literacką Nagrodę im. Józefa Mackiewicza, oraz powieści "Honor mi nie pozwala" (2015) przypominającej losy majora NSZ żydowskiego pochodzenia – Stanisława Ostwinda-Zuzga. (...)