Postrzelenie Witolda Pileckiego podczas ucieczki z Auschwitz
80 lat temu, nocą z 26 na 27 kwietnia 1943 r. rotmistrz Witold Pilecki razem z Tadeuszem Redzejem oraz Edwardem Ciesielskim dokonał brawurowej i niezwykle przygotowanej ucieczki z niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Celem ucieczki było przekazanie światu pilnie strzeżonej tajemnicy niemieckiego barbarzyństwa realizowanego w obozach zagłady. Pilecki, który dobrowolnie pozwolił się ująć i przebywał w Auschwitz jako więzień, zrelacjonował panujące tam warunki oczami bezpośredniego świadka. 1 maja 1943 r., na trasie ucieczki w Puszczy Niepołomickiej trzy osobowa grupa uciekinierów natknęła się na Niemców. Pilecki został ranny w ramię. Szczęśliwie cała trójka zdołała uciec okupantowi. Całe zdarzenie opisał w "Raporcie Witolda":
Jasio szedł nieco odważnie wprost na most i na leśniczówkę. Zbyt długo nam się wszystko udawało, więc przestaliśmy być ostrożni. Wprowadzało nas w błąd, że nie było widać żadnego ruchu – ludzi i zielono pomalowane okiennice leśniczówki były wszystkie zamknięte.
Przechodząc koło leśniczówki spojrzeliśmy na dziedziniec, który był za nią i rozciągał się do szop. Na dziedzińcu maszerował w kierunku drogi – w naszym kierunku żołnierz niemiecki, możliwe że żandarm, z karabinkiem w ręku. Na pozór zewnętrznie nie reagowaliśmy wcale, żeby możliwie długo maszerować dalej, byliśmy już za leśniczówką jakieś dziesięć kroków. Cała nasza reakcja odbywała się wewnątrz. Lecz zareagował na zewnątrz – żandarm. „Halt!” – maszerujemy dalej niby nic nie słysząc. „Halt!” – rozlega się po raz drugi za nami i jednocześnie słyszymy szczęk repetowanego karabinu. Zatrzymujemy się spokojnie wszyscy z uśmiechniętymi minami. Żołnierz jest za ogrodzeniem dziedzińca od nas metrów 30‒35. Z szopy odległej o 60 metrów wychodzi szybko drugi żołnierz. Więc my mówimy: „Ja. Ja... Alles gut...” – i spokojnie zawracamy w ich kierunku.
Widząc nasz spokój żołnierz pierwszy, który broń miał przygotowaną do strzału, opuszcza karabinek. – Wówczas widząc to mówię spokojnie: „Chłopcy – wiać!” i rzucamy się wszyscy w różne strony do ucieczki. Jasiek pod prostym kątem do kierunku
marszu w prawo, Edek wzdłuż drogi w kierunku marszu – rowem, a ja pomiędzy nimi w prawo wskos.
Jak biegliśmy – muszę znowu powiedzieć, że opisać trudno. Każdy biegł – jak umiał. Skakałem przez pnie, ogrodzenie szkółki, krzaki.
Strzelano w nas bardzo wiele razy. Gwizdało koło ucha nieraz.
W pewnej chwili poczułem gdzieś, bodaj w pacierzowym stosie, że teraz wyraźnie któryś mierzy we mnie.
Szarpnęło coś prawym ramieniem. Pomyślałem: drań! – trafił! – lecz nie czułem bólu. Biegłem dalej, szybko się oddalając.
Zobaczyłem Edka z lewej strony daleko. Krzyczałem na niego. Zobaczył i zaczęliśmy się zbliżać, biegnąc we wspólnym kierunku. Byliśmy już dobrych 400 metrów od leśniczówki, a tamci wciąż strzelali. Ponieważ nas już widzieć nie mogli, sądziłem, że strzelają w Jaśka – może go zabili...
Tymczasem z Edkiem siedliśmy na wykrocie.
Musiałem opatrzyć krwawiącą nieco ranę. Miałem przestrzelone ramię prawe, bez naruszenia kości. Poza tym jednak nieszkodliwych przestrzałów ubrania miałem kilka. Spodnie i wiatrówka przestrzelone były razem w czterech miejscach. Po zawiązaniu chusteczką rany, ruszyliśmy dalej z Edkiem na wschód.
Cały "Raport Witolda":
https://niw.gov.pl/wp-content/uploads/2021/04/RAPORT-WITOLDA-PILECKIEGO.pdf
